piątek, 4 października 2013

Codzienna mantra

Początki są trudne, początki są trudne, początki są trudne… - powtarzam sobie codziennie jak mantrę i nadal z uśmiechem na twarzy biegam z moimi nieszczęsnymi CV. W tydzień czasu rozniosłam ich około 50 i nadal słyszę ciszę. Jeszcze się nie przejmuje. Jeszcze jest za szybko na martwienie się. Tylko czemu jest ciągła cisza?

Jak usłyszę, że ktoś dostał pracę to natychmiast odruchowo już pytam, czy mógłby przekazać szefowi moje ‘resume’. Rozmawiam z managerami restauracji, kawiarni, pracownikami hotelów  – jako pomoc w kuchni, sprzątaczka. I niestety nie ma odzewu. Nadal uważam, że dobrze zrobiłam rezygnując z 5gwiazdkowego hotelu o którym ostatnio pisałam. Mieli niesamowicie wysokie standardy czasowe. W przeciągu 4 godz miałabym sprzątnąć kilkanaście pokoi, gdzie po rozmowie z Kolumbijkami jeden pokój się sprząta prawie godz. Maksymalna eksploatacja człowieka.

Apropos Kolumbijek. Mieszkam teraz z Marią – przesympatyczna, młoda, zabawna 24latka. Pracuje jako sprzątaczka biur. Jest nieco inaczej niż w hotelach, np. odkurzacz, zawsze myślałam, że istnieje jedynie w formie Burka, którego się ciągnie po dywanie. Otóż nie, swoje zakładają na plecy i z nimi chodzą. Niby wygodniej, ale są one pioruńsko ciężkie i wieczorami Marię bolą plecy i chodzi skrzywiona. Kolejne ‘niestety’ to wypłata. Jej szef nie chce, by pracowała max ile może, czyli 20 godzin tygodniowo. Pracuje ok. 10 godz. Jej wypłata wystarcza jedynie na pokrycie czynszu i jedzenie.  Maria się przeziębiła. Kaszle całymi nocami. Momentami się dusi. Ma wykupione ubezpieczenie (jak każdy), ale za standardową wizytę u lekarza musi zapłacić 70$. Nie poszła. Do Australii przyjechała z chłopakiem i chcą tutaj zostać, ale nie mają zbytnio za co.

To jest najczęstszy scenariusz pierwszej pracy w Australii jeśli nie ma się biegłego języka, a jedynie komunikatywny.

Pomijam fakt, że kraj ten lubuje się w różnych certyfikatach (oczywiście są płatne) i np. żeby zostać ochroniarzem w markecie powinnam mieć jakieś magiczne 3 certyfikaty, żeby być kelnerką muszę mieć 2 certyfikaty. A skąd wziąć na to pieniądze?

Przed wylotem agent i przedstawiciel szkoły do której chodzę utwierdzali nas w przekonaniu, że bardzo łatwo można znaleźć gównianą pracę, bo sezon się rozpocznie, bo jest to miasto turystyczne i jest sporo knajpek, bo…Od studentów usłyszałam, że każdy agent opowiada podobne bajki, by wysłać ludzi i przecież to nie jest ich problem co z człowiekiem będzie się działo na miejscu. Na moje szczescie moj odpisuje grzecznie na wiekszosc maili i jest przy nas. Prawda jest taka, ze nie sa w stanie zbytnio nam pomoc. Trzeba pamietac, ze sa w innych krajach i tutaj jest dla nas sprawdzian samodzielnosci, kreatywnosci i zaradnosci. Nikt za nas pracy nie znajdzie. To nasze zadanie! 

Nadal mam rogala na twarzy. Nadal się uśmiecham. Choć nie jest zbytnio różowo. Wiem początki są trudne. Wiem, że jestem w Australii i nie każdy może mieć taką szansę. Wiem, że jak jem śniadanie to patrzę na ocean. Wiem, że mam fajnych współlokatorów. Wiem, że każdy był w takiej sytuacji. Wiem, że dam radę. Zawsze daję! I tego się trzymam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz