Początki są trudne, początki są trudne, początki są trudne…
- powtarzam sobie codziennie jak mantrę i nadal z uśmiechem na twarzy biegam z
moimi nieszczęsnymi CV. W tydzień czasu rozniosłam ich około 50 i nadal słyszę
ciszę. Jeszcze się nie przejmuje. Jeszcze jest za szybko na martwienie się.
Tylko czemu jest ciągła cisza?
Jak usłyszę, że ktoś dostał pracę to natychmiast odruchowo
już pytam, czy mógłby przekazać szefowi moje ‘resume’. Rozmawiam z managerami
restauracji, kawiarni, pracownikami hotelów – jako pomoc w kuchni, sprzątaczka. I niestety
nie ma odzewu. Nadal uważam, że dobrze zrobiłam rezygnując z 5gwiazdkowego
hotelu o którym ostatnio pisałam. Mieli niesamowicie wysokie standardy czasowe.
W przeciągu 4 godz miałabym sprzątnąć kilkanaście pokoi, gdzie po rozmowie z
Kolumbijkami jeden pokój się sprząta prawie godz. Maksymalna eksploatacja
człowieka.
Apropos Kolumbijek. Mieszkam teraz z Marią –
przesympatyczna, młoda, zabawna 24latka. Pracuje jako sprzątaczka biur. Jest
nieco inaczej niż w hotelach, np. odkurzacz, zawsze myślałam, że istnieje
jedynie w formie Burka, którego się ciągnie po dywanie. Otóż nie, swoje
zakładają na plecy i z nimi chodzą. Niby wygodniej, ale są one pioruńsko
ciężkie i wieczorami Marię bolą plecy i chodzi skrzywiona. Kolejne ‘niestety’
to wypłata. Jej szef nie chce, by pracowała max ile może, czyli 20 godzin
tygodniowo. Pracuje ok. 10 godz. Jej wypłata wystarcza jedynie na pokrycie
czynszu i jedzenie. Maria się
przeziębiła. Kaszle całymi nocami. Momentami się dusi. Ma wykupione
ubezpieczenie (jak każdy), ale za standardową wizytę u lekarza musi zapłacić
70$. Nie poszła. Do Australii przyjechała z chłopakiem i chcą tutaj zostać, ale
nie mają zbytnio za co.
To jest najczęstszy scenariusz pierwszej pracy w Australii
jeśli nie ma się biegłego języka, a jedynie komunikatywny.
Pomijam fakt, że kraj ten lubuje się w różnych certyfikatach
(oczywiście są płatne) i np. żeby zostać ochroniarzem w markecie powinnam mieć
jakieś magiczne 3 certyfikaty, żeby być kelnerką muszę mieć 2 certyfikaty. A
skąd wziąć na to pieniądze?
Przed wylotem agent i przedstawiciel szkoły do której chodzę
utwierdzali nas w przekonaniu, że bardzo łatwo można znaleźć gównianą pracę, bo
sezon się rozpocznie, bo jest to miasto turystyczne i jest sporo knajpek, bo…Od studentów usłyszałam, że każdy agent opowiada podobne bajki, by
wysłać ludzi i przecież to nie jest ich problem co z człowiekiem będzie się
działo na miejscu. Na moje szczescie moj odpisuje grzecznie na wiekszosc maili i jest przy nas. Prawda jest taka, ze nie sa w stanie zbytnio nam pomoc. Trzeba pamietac, ze sa w innych krajach i tutaj jest dla nas sprawdzian samodzielnosci, kreatywnosci i zaradnosci. Nikt za nas pracy nie znajdzie. To nasze zadanie!
Nadal mam rogala na twarzy. Nadal się uśmiecham. Choć nie
jest zbytnio różowo. Wiem początki są trudne. Wiem, że jestem w Australii i nie
każdy może mieć taką szansę. Wiem, że jak jem śniadanie to patrzę na ocean.
Wiem, że mam fajnych współlokatorów. Wiem, że każdy był w takiej sytuacji.
Wiem, że dam radę. Zawsze daję! I tego się trzymam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz