W głowie mam 3 listy: zakupów, planów i wkurwa. Powoli, z
dnia na dzień wszystkie 3 realizuje. Nad zakupami rozwodzić się nie będę. Plany
już mocno ukształtowały się w głowie i powoli prę do przodu. Wkurwa? Jedno
rozpracuje. Pojawia się kolejne. Już wydaje mi się, że jest dobrze to niestety
cofam się o krok. Jest tu wiele rzeczy innych i w pewnym momencie zaczynają
irytować:
Autobusy, bo ciągle się spóźniają i jeżdżą 2 na godzinę – mam rower w
przyszłym tygodniu już mi się kwotowo zwróci. Policzyłam ile kilometrów dziennie przejeżdżam i około 25 więc chyba przyszła pora na naprawienie rozregulowanych przerzutek. Dzisiaj na Hwy łańcuch mi spadł w trakcie ich zmiany i się zdziwiłam. Ale... ale... Polka wszystko potrafi - łańcuch w try miga założyłam i dalej śmigałam.
Szefowa o której się rozwodziłam
– nastąpiła nieoczekiwana zmiana. Nagle stała się miła, pochwaliła moją pracę, wypłaciła zaległe pieniądze. Coś
niesamowitego. Między czasie rzecz jasna ciągle szukam czegoś innego, bo
pieniądze mam bardzo skromne.
Zajęłam sobie poranki przed szkołą - sprzątam codziennie w jednym domu i bardzo lubię tą pracę. Miło, grzecznie, spokojnie, praca lekka i mam styczność z Australijczykami.
Współlokatorzy – jesteśmy z innych kontynentów i
niektóre zachowania z trudem akceptuje. Wszystko znosiłam do momentu kiedy
jedzenie samoistnie zaczęło mi znikać i zaczęłam mieć limitowany dostęp do prądu. W momencie zmiany mieszkania muszę się skupić, by przebywać jak najwięcej z Australijczykami.
W Polsce teoretycznie skończyłam poziom B2, czyli byłam na poziomie zaawansowanym. Przyznam, że to było zbyt wysoko dla mnie i nie radziłam sobie. W momencie kiedy podjęłam decyzję o wyjeździe prawie codziennie chodziłam na zajęcia i zbyt szybkie tempo sobie narzuciłam. Teraz, na reszcie, jestem na poziomie B1+. Poziom ten pozwala mi już na podjęcie nauki w szkole zawodowej, czyli już nie powinnam mieć potężnych językowych problemów. Tylko czy to jest poziom płynny? Stanowczo nie. Czy mogę prowadzić normalną rozmowę o życiu codziennym - tak.
Przyjechałam z poziomem brzdąkającym. Pisanie nie sprawiało mi problemów, rozumienie nauczycieli również. Nie radziłam sobie z mówieniem.
Szkołę rozpoczęłam 9 września i muszę przyznać, że jak na półtora miesiąca to jestem zadowolona ze swojego języka. Liczę na szybki progres, bo go potrzebuje.
W Polsce teoretycznie skończyłam poziom B2, czyli byłam na poziomie zaawansowanym. Przyznam, że to było zbyt wysoko dla mnie i nie radziłam sobie. W momencie kiedy podjęłam decyzję o wyjeździe prawie codziennie chodziłam na zajęcia i zbyt szybkie tempo sobie narzuciłam. Teraz, na reszcie, jestem na poziomie B1+. Poziom ten pozwala mi już na podjęcie nauki w szkole zawodowej, czyli już nie powinnam mieć potężnych językowych problemów. Tylko czy to jest poziom płynny? Stanowczo nie. Czy mogę prowadzić normalną rozmowę o życiu codziennym - tak.
Przyjechałam z poziomem brzdąkającym. Pisanie nie sprawiało mi problemów, rozumienie nauczycieli również. Nie radziłam sobie z mówieniem.
Szkołę rozpoczęłam 9 września i muszę przyznać, że jak na półtora miesiąca to jestem zadowolona ze swojego języka. Liczę na szybki progres, bo go potrzebuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz