Czemu miałoby być inaczej. He he
Czasem jest mi tutaj ciężko, bo nie mam nikogo komu mogłabym zaufać. Nie słyszę tutaj polskiego, hiszpańskiego nie znam. Do szkoły dzielnie chodzę. Choć ostatnio pojawiły się przeboje. Ciekawe co mnie będzie czekało jak oznajmię, że rezygnuje z kursu i się przeprowadzam. Chodzę do pracy w której nie jest za przyjemnie. Mam nieco dość. Coś muszę zmienić, bo dłużej tak być nie może.
Szkoła
Podjęłam decyzję i przenoszę się do Brisbane. Rozmawiałam z dyrektorem na ten temat i stwierdził, że to jest bardzo dobry pomysł.
3 lutego 2014 rozpoczynam kurs "Certificate III in Community Services Work".
W Polsce skończyłam resocjalizację i teoretycznie mogę pracować jako Social Worker, ale nie zawsze moje wykształcenie będzie tutaj honorowane więc zrobię dodatkowo półroczny kurs. Zawód ten widnieje na liście SOL więc będzie mi łatwiej się tutaj osiedlić.
Kurs General English skończę najprawdopodobniej w połowie grudnia. Będę miała ciut wyższy poziom niż minimum, którego oczekują w nowej szkole.
Tylko teraz muszę się mocno spiąć i poszukać jeszcze dodatkowego zajęcia i dużo mówić po angielsku.
Praca
Wszystko się posypało.
Teoretycznie miałam jedynie nakładać sałatki dlatego miałam zapamiętać jedynie 5 potraw. Czasem powinnam pokroić warzywa, które się skończyły. To wszystko. Tylko tym powinnam się na wstępie zająć. A z biegiem czasu mieli mnie uczyć przyrządzać od a do z meksykańskie potrawy.
Praktyka okazała się nieco inna: myłam podłogi, ustawiałam stoliki i je czyściłam, kroiłam wszystko, momentami na wpół zamarznięte mięso (coś mi się w palcem stało i przez kilka dni nie miałam w nim czucia), myłam stosy naczyń, obsługiwałam klientów, odpowiadałam za kasę. Jednym słowem robiłam wszystko.
Dość często słyszałam, że powinnam się cieszyć, że mam pracę, bo jest o nią bardzo ciężko, a oni dali mi szanse i mnie uczą wszystkiego. Tylko przy każdej okoliczności, przy każdej czynności słyszałam, że coś robię źle. Nie miało to znaczenia co robię. I tak na przykład:
Jesteśmy w dwójkę (ja i mój szef) na zapleczu i coś kroimy. Ja pomidory, on jakieś mięso. Skroiłam połowę pudła. Stoi obok mnie i siłą rzeczy widzi co robię. Słyszę komentarz jak już zbliżałam się do końca krojenia: "Wiesz, że te kawałki są za duże?" To czemu do diaska nie mógł mi tego powiedzieć znacznie wcześniej?
Skończyła się sałata. Poszłam do lodówki i skroiłam dwie główki. Później poszłam pozmywać naczynia. Słyszę za plecami: "ona nawet się nie zapytała. Mogła przecież zapytać. Wszystko robi źle. Wszystko powoli. Wszystko"
Tylko skoro powoli to czemu mi pot z brody spływał?
W tym wypadku nawet nie wiem co źle zrobiłam. Nie mam pojęcia. Nie miałam przy czym narozrabiać. Myłam tą dość dużą górę naczyń w tłustej wodzie, do czego się już przyzwyczaiłam. Jest taki standard, że jeden zlew pełny wody na jedną zmianę, a to że myjesz tłuste rzeczy nie ma znaczenia. Wyobraź sobie, że teraz starasz się umyć kilka, tłustych garów do których labrador by się zmieścił. Dajesz radę? Mi to nieco czasu zajęło. Rzecz jasna usłyszałam, że wszystko powoli robię.
Inna ciekawa praktyka: kroję sałatę. Między czasie moja szefowa podchodziła i komentowała: "good, good". Skończyłam, wlewam wodę, by utrzymać jej świeżość i słyszę: "wiesz, że za grubo ją pokroiłaś?". No to jak ma być? Przed momentem słyszałam "good, good", a jednak "no good"
Pracowałam tam przez półtora tygodnia i ciągle coś innego słyszałam:
- Ewelina jak przygotujesz bar sałatkowy to powinnaś pozmywać naczynia.
Co też tak zrobiłam następnego dnia.
Słyszę: "Ewelina, czemu teraz myjesz naczynia? To nie jest też najistotniejsze. Idź pokrój pomidory"
Poszłam. Na następny dzień po raz kolejny zmieniłam kolejność wykonywanych czynności. Słyszę: "Czemu nie myjesz naczyń? Zawsze je powinnaś na bieżąco myć" Przepraszam, ale czegoś nie rozumiem.
Obsługa Klienta:
"Ewelina, czemu Ty masz problemy z mówieniem? To jest obsługa klienta. Powinnaś zagadywać klientów" - i tu mi ręce opadły. Ja się uczę angielskiego tutaj. Jest różnica pomiędzy językiem ulicy, a językiem, którego się używa w momencie kiedy się rozmawia z obcokrajowcem. Raz z klientem bardzo przyjemnie rozmawialiśmy o Warszawie. Chyba to też się nie spodobało. Dzień później w ogóle nie byłam dopuszczona do kuchni. A przecież mieli mnie uczyć gotować, bym mogła dostać większą kasę i umowę.
Nie jest dobrze. Jest źle.
Ja mieszkam w Polsce, wśród "swoich", a też mam takie wrażenie, że nie mogę nikomu zaufać.
OdpowiedzUsuńTo nie jest wina pracy, ani kraju, tylko ludzi. To ludzie zawsze wszystko psują i zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie próbował uprzykrzać nam życie. Uszy do góry :)