Nastał ten dzień w którym dostałam przysłowiowego, zdrowego
wkurwa.
Zazwyczaj zmiana poziomu nauczania jest prosta. Zdaje się
egzamin i przechodzi się do innej grupy. Czemu ja tak nie mogłam mieć?
Środa
Rozmawiałam z nowym nauczycielem na temat zmiany, bo się
nudzę. Nauczycielka sama stwierdziła, że jej grupa nie jest odpowiednim dla
mnie miejscem, bo za dobrze sobie radzę i powinnam pójść wyżej. Wyjaśniła mi
całą ścieżkę zdrowia, tj. miałam jak najszybciej zdać egzamin i zmienić klasy.
Banał!
Wycieczka do dyrektora. Wyjaśniam, że chce zmienić grupy, bo
na razie jest dla mnie za prosto i nie mam jakiegokolwiek rozwoju. Rozmowa
ograniczała się do pytania: „Why?”. To pytanie słyszałam bez względu na treść wypowiadanych
przeze mnie słów. Nic dziwnego, że zaczęłam się wkurzać, bo ktoś starał się ze
mnie zrobić idiotkę. Niestety za duże pieniądze. Jakimś cudem uzgodniliśmy, że
w poniedziałek i we wtorek będę miała egzaminy.
Piątek
Przychodzę do szkoły mam egzamin. Tak znienacka. Zdałam.
Poniedziałek
Egzamin, który jest na znacznie niższym poziomie, ale miałam
go dla funu rozwiązać. Patrzę na to, co obok mojego nazwiska pojawiło się w
notatkach nauczycielki – B2+ Awesome!!! Lepiej niż chciałam. Okazuje się, że test
był dla zabawy, ale wynik już nie. I tak zdałam.
Idę do dyrektora. Tak jak byłam umówiona. Z 2 pracami (jedna
na 1600 wyrazów, druga na 2800 wyrazów). Usłyszałam, że nie ma czasu i mam
przyjść kiedy indziej.
Wtorek
Ponownie na kozetce u dyrektora. Słyszę, że dobrze radzę
sobie z pisemnymi pracami i widzi, że jestem zmotywowana co mu się podoba.
Robię bardzo pierdołowate błędy pt. zapominam o ‘the’ ‘a’ przed rzeczownikami. Słyszę
pytanie: „Kiedy kończysz szkołę?” Grzecznie odpowiadam. Odpowiedź: „To sporo
czasu. Na pewno nie przejdziesz do B2. Być może do B1+ ale wątpię. Najbardziej
odpowiedni jest B1”. Oczy mam jak 5złotówki. „prze Pana, ale ja w normalny
sposób bym przeszła na ten poziom. Bez zdawania dodatkowych egzaminów i pisania
prac. W czym jest problem? Chciałam przejść wyżej, by się wreszcie czegoś
nauczyć”. „To ja się jeszcze zastanowię…” I tak przez kolejne półtora godziny.
Przynajmniej zmienił śpiewkę. Każdy z kim rozmawiam i mu mówię na jakim jestem
poziomie nie wierzy, bo przepaść jest olbrzymia między mną i pozostałymi
uczniami. Co też w dość dosadny sposób powiedziałam: „Mój poziom na którym
jestem obecnie jest pomyłką. Kosztowną, bo General English jest najdroższym
kursem, a chce zmienić niebawem kurs na zawodowy…” Zdziwiłam się słysząc: „ale
to nielogiczne byś ominęła większą część intermadiate”. Co mnie to kurka
obchodzi. Płacę to wymagam. To jest mój czas i moje pieniądze. Dokładniej
mieliśmy porozmawiać dzień później. Wyszłam, by nieco ochłonąć. Głos się łamał,
z niemocy i braku możliwości głośnego, dosadnego przeklnięcia sobie.
Kilkanaście minut później. Ponownie stoję w jego drzwiach. „Tak właściwie to
czemu nie możemy dzisiaj o tym porozmawiać? Czemu muszę codziennie
przychodzić?” Z łaską jestem na B1+. Nie jestem zadowolona o czym powiedziałam
mojemu nauczycielowi i wyjaśniłam, że też jest dla mnie istotny papier, a nie
tylko umiejętność mówienia. Dostałam propozycję dodatkowych nieodpłatnych
zajęć. Bardzo miło. Niesamowicie miło.
Dyrektora rozumiem w 100% - im szybciej mnie wypuści tym
mniejszą będzie miał kasę. Trzyma ile się da. Czy ma to sens czy też nie. Tylko
to są duże pieniądze.
Spojrzałam na kursy zawodowe i najprawdopodobniej będę się
przenosiła do Brisbane. Muszę jeszcze parę rzeczy posprawdzać. I wtedy podejmę
ostateczną decyzję.
Na razie walczę! I się nie poddam! To nie w moim stylu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz