niedziela, 13 października 2013

Praca - odcinek 134

Pracy szukałam przez prawie 2 tygodnie. Przez ten czas byłam niesamowicie monotematyczna. Dziennie chodziłam ok. 15 – 20 km, bo zawsze za jakimś rogiem może czaić się mała restauracja w której będą potrzebowali rąk do pracy. Nie rozstawałam się z teczuszką z CV. W sumie rozniosłam ich 73. Między czasie zgubiłam IPoda wartego 450zł. Momentami miałam już dość wszystkiego, ale nie poddałam się i wreszcie znalazłam pracę. 

Rzecz jasna nie obyło się bez przygód.

Przygoda numer 1

Tydzień temu chodziłam po całej mojej okolicy i roznosiłam CV. Już do perfekcji miałam opanowany tekst: „I’m sorry! I’m looking for job. Could I give you my resume?” I tak w kółko. Czasem sobie urozmaicałam wstęp rozmowy żeby nie popaść w rutynę: “I’m sorry! I’m looking for job. Can I talk with manager?” Słyszałam jedynie ciszę. I to było najgorsze. Nikt nie chciał bym u niego pracowała. Raz przez przypadek znalazłam bardzo małą kawiarenkę znajdującą się w hotelu. Weszłam. Powiedziałam swoje i dałam CV. Rzecz jasna nikt nie zadzwonił.

Zasmucona pod koniec tygodnia stwierdziłam, że pora zwiększyć swoje doświadczenie zawodowe. I po raz kolejny nakłamałam. Powróciłam do dłuższego stażu. Zawsze mogę mówić, że w Polsce jest wszystko inne bądź że byłam odpowiedzialna za bardzo pierdołowate rzeczy i nie mam doświadczenia w prawdziwej karierze sprzątaczki bądź pomocy kucharza.  Weszłam na gumtree.com.au i porozsyłałam resume. Kilka minut później mail z propozycją rozmowy kwalifikacyjnej w małej kawiarence. Chwilę później kolejna propozycja - tym razem w jakieś restauracji. Super! J Zachwycona zgadzałam się na każdą porę dnia i nocy na interview.

Pierwsza rozmowa w kawiarence. Jestem w okolicy. Oooo nawet ją rozpoznaje. Jest dobrze. Szukam dokładnego adresu. Oooo! To jest ta mała kawiarenka w hotelu.

Pierwsza myśl: „nie napracuje się zbytnio”.
Druga myśl: „przecież ja dałam im inne resume”.

Do odważnych świat należy. Weszłam. Okazało się, że dziewczyna z którą tydzień temu rozmawiałam była managerem. I na moje nieszczęście zapamiętała mnie. Zachowała się w 100% profesjonalnie. Zapytała mnie o moje doświadczenie zawodowe. Stwierdziła, że może się zobaczymy w dniu próby. Godzinę później dostałam smsa, że jednak nie zdecydowała się na mnie. Ciekawe czemu? Czyżby wyszło, że kłamałam? Czy może znalazła moje poprzednie resume i zauważyła drobne rozbieżności?

Przygoda numer 2

No, ale jeszcze byłam umówiona na drugą rozmowę o pracę w restauracji. Wchodzę. Siedzi skośnooka dziewczyna z bardzo poważną miną. Naprzeciw jej manager knajpy. Podchodzę do lady i z uśmiechem na twarzy: „Hello. I’m looking for work…” Miałam poczekać na swoją kolej. Skośnooka dziewczyna w pewnym momencie weszła do kuchni, ale po chwili prawie z niej wybiegła. „Co się dzieje?” – pomyślałam. Przyszła moja kolej.

„Oooo… widzę, że masz doświadczenie w kuchni. A co dokładniej robiłaś?”
„Drobne rzeczy. Większością zajmował się główny kucharz. I też była to typowo polska kuchnia. Nigdy nie byłam w meksykańskiej. W moim mieście jest tylko jedna restauracja meksykańska więc musiałabym się wszystkiego tutaj nauczyć, ale szybko się uczę”
„Dobrze, dobrze… a co tutaj robisz? I pokaż mi swoją wizę”
„Uczę się angielskiego. Mam jeszcze z nim spore problemy”
Od słowa do słowa i kazano mi wejść do kuchni. Dano mi sałatę i pomidora. Pokazano jak należy kroić więc powtórzyłam. Usłyszałam, że mam przyjść w sobotę i że na początku nie będę miała sporych pieniędzy, bo trzeba mnie nauczyć wielu rzeczy.
„Ale jak to? To ja mam pracę?”
„Tak. Przyjdź w sobotę o 11:00 i będę Ciebie wszystkiego uczyła. Tylko patrząc na Twoje CV to często  zmieniałaś zatrudnienie. Czemu?”
„Czasami ciężko mi było połączyć studia z pracą. Dlatego zmieniałam prace. Tutaj jest inaczej. W moim kraju nie jest dostępna wiza pracownicza dlatego mam studencką więc muszę chodzić do szkoły. Choć zapewne tutaj szybciej się nauczę języka niż w szkole.”

Mam pracę!!! J

Tylko muszę ją jeszcze utrzymać.

Między czasie…
Zadzwoniłam do pani poszukującej pomocy w sprzątaniu domu. Każdy pieniądz się przyda. Pojechałam do niej i co zobaczyłam? Miłą 60letnią zadbaną i uśmiechniętą kobietę. Nie może sama sprzątać, bo lekarz jej zabronił i ma gosposię, ale ta nie ma czasu na dokładne porządki więc od tego będę ja. Super! Nie przemęczę się. Będę u niej sprzątała przez godzinę tygodniowo. Mieszka w pobliżu szkoły więc opłaci mi się do niej przyjeżdżać. Dodatkowo Pani nieco ściszonym głosem zapytała się, czy znam się na komputerach. Jej nie musiałam kłamać – „tak, przez wiele lat komputer był moim narzędziem pracy”. Od przyszłego tygodnia będę nauczycielem. Najbardziej się zdziwiłam jak powiedziałam, że nie chce za to żadnych pieniędzy, bo to jest drobnostka i przecież daje mi pracę. Pani stanowczo odpowiedziała: „NIE! Nic za darmo nie jest. To jest Twoja praca i ja mam za nią zapłacić. Powiedz ile” Szok! Później jak usłyszała, że przyjechałam autobusem to chciała mi taksówkę zafundować. Uśmiechnęłam się najładniej jak potrafiłam i podziękowałam, bo autobus mi w pełni wystarczy, a w myślach policzyłam: „zarobię u niej 15$, a za taksówkę zapłaci ok. 60$”.

W kolejnym ‘między czasie’…
Skoro  zaczynam powoli się stabilizować to przyszła pora na pożegnanie się z drogimi autobusami  i kupiłam rower. Używany, bo tańszy, a przecież nadal sprawny. Przy okazji zwiedziłam nowy region Gold Coast i poznałam kolejną pomocną osobę. Dziewczyna jest w moim wieku i pracuje w Sea Worldzie – wygooglajcie proszę, świetne miejsce. Szybko wyszło, że intensywnie szukałam pracy i odezwała się jedynie meksykańska restauracja. Dziewczyna z pytaniem: „to czemu do nas nie wysłałaś”. Bardzo szybko odpowiedziałam: „Słyszysz mój angielski. Ty wiesz, że mam z nim więc mówisz wolniej, ale klienci tego nie zrobią”. Dziewczyna ze szczerym zdziwieniem na twarzy: „poradzisz sobie. Będziemy szukali osób, bo potrzebujemy ludzi od grudnia do lutego. Pomyśl o tym. Masz mój numer Tel.” WOW! Jeśli oswoję się z pracą w restauracji to może udałoby mi się bez umowy pracować u nich w weekendy. Najpierw muszę nauczyć się jednego zajęcia, by przejść do kolejnego. Ważne, że jest akcja! I bardzo mnie to cieszy.

A rower? Cena pierwotna 80$, ale coś się dzieje z przerzutkami, bo czasem się gubią. Rower stał od dłuższego czasu w garażu i jest nieco rozregulowany. Cena została zmniejszona do 60$ i w gratisie dostałam kask – mają krokodyle, rekiny, pająki i inne takie, ale dla bezpieczeństwa rowerzysta musi jeździć w hełmie. Niestety nie mogłam rowerem wrócić, bo nie znałam jej okolic i bym się zgubiła, a do autobusu mogę wsiąść praktycznie ze wszystkim (widziałam gościa z deską surfingową, innego z manekinem do boksu – dużo śmiechu przy tym było), ale nie mogę z rowerem.

I to jest najlepszy fragment kupna roweru. Jej mąż przywiózł mi go pod bibliotekę w której siedziałam. Specjalnie jechał przez ponad 20 minut samochodem, by zrobić mi przysługę.

Raz pomyślałam, że tu nie mieszkają ludzie tylko roboty. To nie jest normalne, że wszyscy są tak mili. Choć może to karma J Dla każdego tutaj też staram się być życzliwa, bo czemu nie? I może to wraca. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz