Pracy szukałam przez prawie 2 tygodnie. Przez ten czas byłam
niesamowicie monotematyczna. Dziennie chodziłam ok. 15 – 20 km, bo zawsze za
jakimś rogiem może czaić się mała restauracja w której będą potrzebowali rąk do
pracy. Nie rozstawałam się z teczuszką z CV. W sumie rozniosłam ich 73. Między
czasie zgubiłam IPoda wartego 450zł. Momentami miałam już dość wszystkiego, ale
nie poddałam się i wreszcie znalazłam pracę.
Rzecz jasna nie obyło się bez przygód.
Przygoda numer 1
Tydzień temu chodziłam po całej mojej okolicy i roznosiłam
CV. Już do perfekcji miałam opanowany tekst: „I’m sorry! I’m looking for job. Could I give you my
resume?” I tak w kółko. Czasem sobie urozmaicałam wstęp rozmowy żeby nie
popaść w rutynę: “I’m sorry! I’m
looking for job. Can I talk with manager?” Słyszałam jedynie ciszę. I to
było najgorsze. Nikt nie chciał bym u niego pracowała. Raz przez przypadek
znalazłam bardzo małą kawiarenkę znajdującą się w hotelu. Weszłam. Powiedziałam
swoje i dałam CV. Rzecz jasna nikt nie zadzwonił.
Zasmucona pod koniec tygodnia stwierdziłam, że pora
zwiększyć swoje doświadczenie zawodowe. I po raz kolejny nakłamałam. Powróciłam
do dłuższego stażu. Zawsze mogę mówić, że w Polsce jest wszystko inne bądź że
byłam odpowiedzialna za bardzo pierdołowate rzeczy i nie mam doświadczenia w
prawdziwej karierze sprzątaczki bądź pomocy kucharza. Weszłam na gumtree.com.au i porozsyłałam
resume. Kilka minut później mail z propozycją rozmowy kwalifikacyjnej w małej
kawiarence. Chwilę później kolejna propozycja - tym razem w jakieś restauracji.
Super! J
Zachwycona zgadzałam się na każdą porę dnia i nocy na interview.
Pierwsza rozmowa w kawiarence. Jestem w okolicy. Oooo nawet
ją rozpoznaje. Jest dobrze. Szukam dokładnego adresu. Oooo! To jest ta mała
kawiarenka w hotelu.
Pierwsza myśl: „nie napracuje się zbytnio”.
Druga myśl: „przecież ja dałam im inne resume”.
Do odważnych świat należy. Weszłam. Okazało się, że
dziewczyna z którą tydzień temu rozmawiałam była managerem. I na moje
nieszczęście zapamiętała mnie. Zachowała się w 100% profesjonalnie. Zapytała
mnie o moje doświadczenie zawodowe. Stwierdziła, że może się zobaczymy w dniu
próby. Godzinę później dostałam smsa, że jednak nie zdecydowała się na mnie.
Ciekawe czemu? Czyżby wyszło, że kłamałam? Czy może znalazła moje poprzednie
resume i zauważyła drobne rozbieżności?
Przygoda numer 2
No, ale jeszcze byłam umówiona na drugą rozmowę o pracę w
restauracji. Wchodzę. Siedzi skośnooka dziewczyna z bardzo poważną miną.
Naprzeciw jej manager knajpy. Podchodzę do lady i z uśmiechem na twarzy:
„Hello. I’m looking for work…” Miałam poczekać na swoją kolej. Skośnooka
dziewczyna w pewnym momencie weszła do kuchni, ale po chwili prawie z niej
wybiegła. „Co się dzieje?” – pomyślałam. Przyszła moja kolej.
„Oooo… widzę, że masz doświadczenie w kuchni. A co
dokładniej robiłaś?”
„Drobne rzeczy. Większością zajmował się główny kucharz. I
też była to typowo polska kuchnia. Nigdy nie byłam w meksykańskiej. W moim
mieście jest tylko jedna restauracja meksykańska więc musiałabym się
wszystkiego tutaj nauczyć, ale szybko się uczę”
„Dobrze, dobrze… a co tutaj robisz? I pokaż mi swoją wizę”
„Uczę się angielskiego. Mam jeszcze z nim spore problemy”
Od słowa do słowa i kazano mi wejść do kuchni. Dano mi
sałatę i pomidora. Pokazano jak należy kroić więc powtórzyłam. Usłyszałam, że
mam przyjść w sobotę i że na początku nie będę miała sporych pieniędzy, bo
trzeba mnie nauczyć wielu rzeczy.
„Ale jak to? To ja mam pracę?”
„Tak. Przyjdź w sobotę o 11:00 i będę Ciebie wszystkiego
uczyła. Tylko patrząc na Twoje CV to często zmieniałaś zatrudnienie. Czemu?”
„Czasami ciężko mi było połączyć studia z pracą. Dlatego
zmieniałam prace. Tutaj jest inaczej. W moim kraju nie jest dostępna wiza
pracownicza dlatego mam studencką więc muszę chodzić do szkoły. Choć zapewne
tutaj szybciej się nauczę języka niż w szkole.”
Mam pracę!!! J
Tylko muszę ją jeszcze utrzymać.
Między czasie…
Zadzwoniłam do pani poszukującej pomocy w sprzątaniu domu.
Każdy pieniądz się przyda. Pojechałam do niej i co zobaczyłam? Miłą 60letnią
zadbaną i uśmiechniętą kobietę. Nie może sama sprzątać, bo lekarz jej zabronił
i ma gosposię, ale ta nie ma czasu na dokładne porządki więc od tego będę ja.
Super! Nie przemęczę się. Będę u niej sprzątała przez godzinę tygodniowo. Mieszka
w pobliżu szkoły więc opłaci mi się do niej przyjeżdżać. Dodatkowo Pani nieco
ściszonym głosem zapytała się, czy znam się na komputerach. Jej nie musiałam
kłamać – „tak, przez wiele lat komputer był moim narzędziem pracy”. Od
przyszłego tygodnia będę nauczycielem. Najbardziej się zdziwiłam jak
powiedziałam, że nie chce za to żadnych pieniędzy, bo to jest drobnostka i
przecież daje mi pracę. Pani stanowczo odpowiedziała: „NIE! Nic za darmo nie
jest. To jest Twoja praca i ja mam za nią zapłacić. Powiedz ile” Szok! Później
jak usłyszała, że przyjechałam autobusem to chciała mi taksówkę zafundować.
Uśmiechnęłam się najładniej jak potrafiłam i podziękowałam, bo autobus mi w
pełni wystarczy, a w myślach policzyłam: „zarobię u niej 15$, a za taksówkę
zapłaci ok. 60$”.
W kolejnym ‘między czasie’…
Skoro zaczynam powoli
się stabilizować to przyszła pora na pożegnanie się z drogimi autobusami i kupiłam rower. Używany, bo tańszy, a
przecież nadal sprawny. Przy okazji zwiedziłam nowy region Gold Coast i
poznałam kolejną pomocną osobę. Dziewczyna jest w moim wieku i pracuje w Sea
Worldzie – wygooglajcie proszę, świetne miejsce. Szybko wyszło, że intensywnie
szukałam pracy i odezwała się jedynie meksykańska restauracja. Dziewczyna z
pytaniem: „to czemu do nas nie wysłałaś”. Bardzo szybko odpowiedziałam:
„Słyszysz mój angielski. Ty wiesz, że mam z nim więc mówisz wolniej, ale
klienci tego nie zrobią”. Dziewczyna ze szczerym zdziwieniem na twarzy: „poradzisz
sobie. Będziemy szukali osób, bo potrzebujemy ludzi od grudnia do lutego.
Pomyśl o tym. Masz mój numer Tel.” WOW! Jeśli oswoję się z pracą w restauracji
to może udałoby mi się bez umowy pracować u nich w weekendy. Najpierw muszę
nauczyć się jednego zajęcia, by przejść do kolejnego. Ważne, że jest akcja! I
bardzo mnie to cieszy.
A rower? Cena pierwotna 80$, ale coś się dzieje z
przerzutkami, bo czasem się gubią. Rower stał od dłuższego czasu w garażu i
jest nieco rozregulowany. Cena została zmniejszona do 60$ i w gratisie dostałam
kask – mają krokodyle, rekiny, pająki i inne takie, ale dla bezpieczeństwa
rowerzysta musi jeździć w hełmie. Niestety nie mogłam rowerem wrócić, bo nie
znałam jej okolic i bym się zgubiła, a do autobusu mogę wsiąść praktycznie ze
wszystkim (widziałam gościa z deską surfingową, innego z manekinem do boksu –
dużo śmiechu przy tym było), ale nie mogę z rowerem.
I to jest najlepszy fragment kupna roweru. Jej mąż przywiózł
mi go pod bibliotekę w której siedziałam. Specjalnie jechał przez ponad 20
minut samochodem, by zrobić mi przysługę.
Raz pomyślałam, że tu nie mieszkają ludzie tylko roboty. To
nie jest normalne, że wszyscy są tak mili. Choć może to karma J Dla każdego tutaj też
staram się być życzliwa, bo czemu nie? I może to wraca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz