A co by było gdyby...
A co by było gdybym olała wszystko co mnie otacza, wsiadła do samochodu i pojechała w długą nie patrząc na nic?
Ostatnio w radiu słyszałam przeszczęśliwą panią mieszkającą w samochodzie od kilku dobrych miesięcy. Powstała rozmowa:
- "ale Ty jesteś bezdomna! Słońce moje, ja się martwię o Ciebie. Dzwoń czasem do radia to postaramy się Tobie pomóc"
+ "nie jestem bezdomna. Mam się świetnie. Wybrałam tą drogę i tak żyję. Nie narzekam na nic"
I chyba faktycznie nie narzekała na nic, bo słychać było uśmiech na jej twarzy.
Podziwiam ludzi, którzy potrafią rzucić wszystko z dnia na dzień i po prostu wsiąść w samochód i pojechać w długą. Bez martwienia się o rachunki, o wizę, o znajomych, o.... Tak po prostu.
X czasu temu w momencie kiedy znajomy mnie reanimował usłyszałam, że życie jest trudne. Hmm... nie jest. To my mnożymy problemy, to my przeżarci ambicjami chcemy więcej i w momencie kiedy wyobrażenia i plany zderzają się z rzeczywistością czasem boli. Czasem boli zbyt mocno i się poddajemy.
I w momencie kiedy zdałam sobie sprawę, że to co robię nie ma najmniejszego sensu poznałam przez zupełny przypadek surfera. Młodszy ode mnie o lat 5. Blond włosy, niebieskie oczy, świetny sześciopak. W dniu kiedy się widzieliśmy chciałam płakać cały dzień. Sprawił, że się śmiałam. Pomimo roztrzepania ma wszystko poukładane. Jasne i klarowne plany. Szok!
A ten, który teoretycznie powinien dać mi wsparcie? Hmm... po kilku nieuzasadnionych scenach zazdrości i usłyszeniu paru innych "przyjemnych" słówek przestałam na niego zwracać jakąkolwiek uwagę. Nieco zabolało, bywa. Pierwszy raz w życiu zrozumiałam o co chodzi w słowach: "to nie ważne czy zdradzam czy nie. Według niej i tak z kimś sypiam więc czemu nie?" Tylko zwykle to dziewczyny są przewrażliwione. I zwykle jest się zazdrosnym o jedną, przeciwną płeć. A nie o wszystkich otaczających ludzi. Echh... to już nie jest mój problem. Pora skupić się ciut bardziej na surferze :)
Do moich planów dołączam jedno skryte marzenie.
Pojechać na lotnisko i wsiąść do pierwszego lepszego samolotu i po prostu polecieć w nieznane. No, ale to może w maju się spełni :) Potrzebuje czegoś odstającego od już wyrobionej rutyny. A że nie mam pojęcia kiedy do kraju wrócę to tym bardziej ten plan staje się coraz bardziej realny. Hmm... właśnie zaczęłam ogarniać temat wyrobienia nowego paszportu bez konieczności powrotu do kraju. Ciekawie będzie wyglądało: "organ wydający: polska ambasada" :)
środa, 26 listopada 2014
wtorek, 18 listopada 2014
11 dni spokoju
11 dni minęło od ostatniego posta i nie ma żadnych nowych kłód pod nogami. I ja ładnie proszę o utrzymanie tego stanu na dłużej. Na bliżej nieokreślony czas :)
Z racji tego, że do jednej pracy jadę około 25km, do drugiej 22km to mój motorbike zaczął mnie męczyć. W dniu kiedy nie poszłam do pracy, bo padał deszcz zdałam sobie sprawę, że potrzebuje kupić samochód. I w tym samym dniu go nabyłam. Za tą cenę jaką zapłaciłam jest super!
Tylko, tylko... ostatni raz prowadziłam w momencie zdawania egzaminu. Wsiadłam z doooobrym znajomym do nowego wehikułu i: "jak to było z tymi pedałami?" Nic nie pamiętałam. Dosłownie! W miarę szybko ogarnęłam tą diabelną maszynę. Jeszcze nie czuję się pewnie, ale chyba nie stanowię zagrożenia dla innych użytkowników ruchu.
I tym samym zdałam sobie sprawę, że chyba nie zdążę z moimi planami. Trudno. Zacznę je realizować ciut później. Ostatnia lekcja nauczyła mnie sporo. Zbyt dużo mnie wszystko kosztowało. Muszę zwolnić. I bardzo mnie to cieszy. Mam więcej czasu dla siebie. Jak pogoda dopisuje to mogę sobie pospać na plaży (uwielbiam!). Mam też w głowie kilka planów przyjemnościowych i jeden z nich zrealizuje niebawem. Dzięki uprzejmości niejakiego J.S. Sylwestra spędzę w Sydney :) Strasznie się cieszę :)
Inny plan to projekt foto. Tylko muszę kupić jakąś tanią lustrzankę np. Canon 450D. Nie jest to drogi sprzęt. W sumie szkło na którym mi zależy kosztuje tyle samo co pudło :P I w wolnej chwili będę się uczyła pstrykać sweet focie.
Kolejny plan niestety nie wypali. Mianowicie nie zostanę ratownikiem. Zapytałam się jednego z nich o to co muszę zrobić, by nim zostać. Usłyszałam, że wolontariuszem zawsze mogę być. Tylko, że opcja worker for free mi nie odpowiada. Odpowiedź: "to praktycznie nierealne. Musiałabyś czekać kilka lat". Z przyczyn technicznych chyba sobie daruje.
A Absztyfikanta chciałabym wymienić na inny model :) no, ale czas pokaże co z tego wyjdzie!
Z racji tego, że do jednej pracy jadę około 25km, do drugiej 22km to mój motorbike zaczął mnie męczyć. W dniu kiedy nie poszłam do pracy, bo padał deszcz zdałam sobie sprawę, że potrzebuje kupić samochód. I w tym samym dniu go nabyłam. Za tą cenę jaką zapłaciłam jest super!
Tylko, tylko... ostatni raz prowadziłam w momencie zdawania egzaminu. Wsiadłam z doooobrym znajomym do nowego wehikułu i: "jak to było z tymi pedałami?" Nic nie pamiętałam. Dosłownie! W miarę szybko ogarnęłam tą diabelną maszynę. Jeszcze nie czuję się pewnie, ale chyba nie stanowię zagrożenia dla innych użytkowników ruchu.
I tym samym zdałam sobie sprawę, że chyba nie zdążę z moimi planami. Trudno. Zacznę je realizować ciut później. Ostatnia lekcja nauczyła mnie sporo. Zbyt dużo mnie wszystko kosztowało. Muszę zwolnić. I bardzo mnie to cieszy. Mam więcej czasu dla siebie. Jak pogoda dopisuje to mogę sobie pospać na plaży (uwielbiam!). Mam też w głowie kilka planów przyjemnościowych i jeden z nich zrealizuje niebawem. Dzięki uprzejmości niejakiego J.S. Sylwestra spędzę w Sydney :) Strasznie się cieszę :)
Inny plan to projekt foto. Tylko muszę kupić jakąś tanią lustrzankę np. Canon 450D. Nie jest to drogi sprzęt. W sumie szkło na którym mi zależy kosztuje tyle samo co pudło :P I w wolnej chwili będę się uczyła pstrykać sweet focie.
Kolejny plan niestety nie wypali. Mianowicie nie zostanę ratownikiem. Zapytałam się jednego z nich o to co muszę zrobić, by nim zostać. Usłyszałam, że wolontariuszem zawsze mogę być. Tylko, że opcja worker for free mi nie odpowiada. Odpowiedź: "to praktycznie nierealne. Musiałabyś czekać kilka lat". Z przyczyn technicznych chyba sobie daruje.
A Absztyfikanta chciałabym wymienić na inny model :) no, ale czas pokaże co z tego wyjdzie!
sobota, 8 listopada 2014
Czyżby normalność?
Tak jak obiecałam sobie tak też zrobiłam. Nie ruszyłam palcem, by wysłać kolejne resume. Jeśli po tych rozmowach rekrutacyjnych nadal byłabym w martwym punkcie zmieniłabym miasto. Nie jestem w sytuacji, gdzie nie mam pieniędzy na życie. Ba! Co wypłata mi zostaje i mogę odłożyć. Tylko te "odłożone" za wolno przybywają i nie zdążę z realizacją tego co zaplanowałam. Wysoko poprzeczkę sobie postawiłam. Nie chce czasu marnować. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że siedziałabym w AU przez kilka lat na wizie studenckiej.
Byłam na dwóch rozmowach. Pierwsza okazała się pracą jedynie na 2,5 miesiąca. Słabo.
Druga. Jest w innym stanie więc obowiązuje inny czas. Trochę mnie to bawi, bo zmieniam dzielnicę i jestem w innym świecie.
Jest to kolejna placówka ze staruszkami. Usłyszałam jeden warunek. Jeśli staruszkowie nie będą mieli większego problemu ze zrozumieniem mnie to mogę być spokojna o tą pracę. W sumie to jeśli zrozumieli mnie w 2 innych miejscach czemu tutaj mieliby mieć problem :)
Uspokoiłam się.
Odetchnęłam.
I upiłam się jak... ha ha :)
Z racji tego, że ponownie jest marchewka przed oczyma to dalej działam, biegam i kombinuję co by tu jeszcze móc zrobić :)
Wróciłam do swej normalności! I ja ładnie proszę o nie stawianie mi kolejnych przeszkód, bo trochę mi motywacji już zaczyna brakować :P
Byłam na dwóch rozmowach. Pierwsza okazała się pracą jedynie na 2,5 miesiąca. Słabo.
Druga. Jest w innym stanie więc obowiązuje inny czas. Trochę mnie to bawi, bo zmieniam dzielnicę i jestem w innym świecie.
Jest to kolejna placówka ze staruszkami. Usłyszałam jeden warunek. Jeśli staruszkowie nie będą mieli większego problemu ze zrozumieniem mnie to mogę być spokojna o tą pracę. W sumie to jeśli zrozumieli mnie w 2 innych miejscach czemu tutaj mieliby mieć problem :)
Uspokoiłam się.
Odetchnęłam.
I upiłam się jak... ha ha :)
Z racji tego, że ponownie jest marchewka przed oczyma to dalej działam, biegam i kombinuję co by tu jeszcze móc zrobić :)
Wróciłam do swej normalności! I ja ładnie proszę o nie stawianie mi kolejnych przeszkód, bo trochę mi motywacji już zaczyna brakować :P
wtorek, 4 listopada 2014
...
Mam jedną zasadę tworzenia tego bloga. Nie zmieniam niczego co napisałam. Ok, raz skasowałam kilka zdań na prośbę jednej osoby, a i jeszcze ta osoba słyszała milion przeprosin.
To co napisałam było zmotywowane daną sytuacją, zdarzeniami bądź moimi decyzjami. Czasem się mylę, czasem się zatracę, zgubię i zniszczę. Czasem popełnię nieodpowiednią decyzję. Ot, jestem przecież jedynie człowiekiem. A życie to nie jest jedynie tęcza i kucyk pony. Nie potrafię widzieć wszystkiego poprzez pryzmat różowych okularów. Jak również nie lubię rozmawiać ze znajomymi z Polski jedynie o tym, że jest cudownie i widzę codziennie inne stworzonka, bo to nie bajka.
Ten blog może również służyć jako opis procesu migracji. A nie jest on łatwy.
Placówka dała mi w kość nie dlatego, że miałam nienormowany czas odpoczynku tylko dlatego, że budziłam się z koszmarami. Na szczęście zniknęły. Jakaś część we mnie umarła, ale dzięki niej na widok zakrwawionej podłogi i przerażenia w oczach rezydenta potrafię trzymać go za ręce i pocieszać, a nie być bardziej przerażoną niż on sam.
Gówniana, ale dobrze płatna praca okazała się porażką, która przeważyła szale.
Poddałam się!
Tak! Poddałam się!
Mam dość!
Mam dość ciągłej walki o stabilizację, którą w jednej chwili można stracić!
Mam dość ciągłego zmieniania znajomych, bo praktycznie nierealne jest tu zbudować długoterminowe znajomości!
Mam dość tłumaczyć, że mogę pracować jedynie 20 godzin w tygodniu, bo moja wiza ma spore obwarowania!
Mam dość wszystkiego!
Podjęłam decyzję, że przestaje wysyłać CV. Jeśli te, które do tej pory wysłałam nie poskutkują i zostanę zmuszona do aplikowania o kolejną wizę studencką to zmieniam miasto. Tu nic się nie zmieni.
Poddałam się!
Płakałam.
Długo. Za długo, bo później dostałam potężnej migreny w trakcie której wymiotowałam z bólu.
Załamałam się. Przeleżałam w łóżku dwa dni.
Po tym czasie spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Przeraziłam się.
Telefon zadzwonił. Idę na rozmowę rekrutacyjną do placówki jako care-worker. Sprawdziłam maile, idę na rozmowę do parku rozrywki. Wszystko się wyjaśni na dniach.
To są moje ostatnie szanse na to, by zostać w tym mieście.
Często słyszę, że jestem silna i że dobrze sobie radzę. Dziękuje! Dziękuje za wszelkie maile. Dziękuje za wszelkie komentarze. Tak, jestem wytrwała i dużo mogę znieść. Zawsze miałam pod górkę, a to co zdarzyło się w moim życiu kilka lat temu było największą czarną dziurą w jakiej się znalazłam, ale nauczyła mnie wiele o sobie. Nigdy przed tym i po tym nie zdobyłam takiej wiedzy na swój temat. Chyba już wiem wszystko na temat stawiania sobie celów, dążenia do nich krok po kroku i wyciągania z każdego niepowodzenia wniosków.
Tylko trzeba też wiedzieć kiedy to co robimy zaczyna być walką z wiatrakami. A ja w tym momencie właśnie tak się czuję.
Często słyszę, że jestem silna i że dobrze sobie radzę. Dziękuje! Dziękuje za wszelkie maile. Dziękuje za wszelkie komentarze. Tak, jestem wytrwała i dużo mogę znieść. Zawsze miałam pod górkę, a to co zdarzyło się w moim życiu kilka lat temu było największą czarną dziurą w jakiej się znalazłam, ale nauczyła mnie wiele o sobie. Nigdy przed tym i po tym nie zdobyłam takiej wiedzy na swój temat. Chyba już wiem wszystko na temat stawiania sobie celów, dążenia do nich krok po kroku i wyciągania z każdego niepowodzenia wniosków.
Tylko trzeba też wiedzieć kiedy to co robimy zaczyna być walką z wiatrakami. A ja w tym momencie właśnie tak się czuję.
Subskrybuj:
Posty (Atom)