Jedno muszę przyznać. Życie tutaj wiele uczy.
Kreatywności – chociażby przy zmyślaniu w resume. Ostatnio
podczas zajęć słyszałam jak nauczycielka pomagała studentowi w wykreowaniu jego
nowego Ja. Wprost kobieta powiedziała: „człowieku kłam, inaczej tutaj sobie nie
poradzisz”. Jak byłam na rozmowie o pracę w hotelu (w ten czwartek i przy
dobrych wiatrach będę miała pracę) dziwnym trafem wszyscy mieli roczne
doświadczenie.
Elastyczności – przed szkołą sprzątałam dom starszej pani,
po szkole praca w restauracji, a w między czasie biblioteka, by skorzystać z
Internetu. Da się? Pewnie, że tak!
Też jest inny rodzaj elastyczności mocno powiązany z
zaradnością. W jednej chwili wydaje Ci się, że masz już wszystko ustabilizowane
i uporządkowane, ale poczekaj 15 minut i wszystko legnie w gruzach i zrobisz
lekki krok do tyłu. Powoli zaczynam się do tego przyzwyczajać. Co 2 miesiące
przeprowadzka i ciągła zmiana pracy. Wiem jedno, idę w dobrym kierunku.
Schowania własnej dumy – i to boli, ale trzeba zęby
zacisnąć. Skończyłam kilka szkół, powoli pięłam się jakoś do przodu, do coraz
lepszej pracy za coraz większe pieniądze. Teraz walczę, by zostać pokojówką.
Bycia zawsze uprzejmym – to wraca i widzę takie sytuacje
niesamowicie często. Uśmiechnę się do robotnika pracującego na ulicy to
grzecznie zatrzyma przejeżdżające samochody, bym spokojnie mogła przejechać
tudzież przejść. Jest to niesamowicie fajne hehe i przyznam, że bardzo często
to wykorzystuje hehe
Zaradności – wydaje mi się, że tą lekcję mam już opanowaną
do perfekcji. Patrząc na to, że jestem tutaj sama to dobrze sobie radzę.
Podejmuje najczęściej odpowiednie decyzje i cały czas powoli, powoli prę do
przodu. Tak być powinno.
Przyznam, że czasami mam ochotę usiąść i się rozpłakać.
Czasami jest mi ciężko, bo praca daje w kość. Dzisiaj spojrzałam na ręce to mi
palec napuchł, odciski dwa się pojawiły, na każdym palcu skóra zdarta. Nie
jestem stworzona do pracy fizycznej. Teraz muszę się do niej przyzwyczaić.
Czasami mam ochotę stanąć i tupnąć nogą jak mała dziewczynka, bo nie mam do
kogo buzi po polsku otworzyć, a angielski jeszcze sprawia problemy. Wiem, że to
wszystko to są chwilowe sytuacje i wszystko minie z czasem, ale momentami mam
dość. Najbardziej brakuje mi tutaj tej jednej osoby, której mogłabym zaufać.
Cały czas muszę być dyplomatyczna. Ileż można?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz