środa, 25 września 2013

Born in Addams family

Raz od pośrednika usłyszałam, że jeśli po 6 miesiącach pobytu w Australii zdecydowałabym się na powrót do kraju, to w Polsce już nic nie będzie w stanie mnie zaskoczyć.

Po spędzonych 3 tygodniach jestem w stanie się z tym zgodzić. 

Piękny dom nie wypalił, ale to długa historia i niekoniecznie do opublikowania na forum. W jednym momencie stałam się bezdomna. Zrezygnowałam z obecnych włości na cud, miód i orzeszki, które niestety nie były jednak w moim zasięgu. Co by tu zrobić? W jeden dzień nie znajdę nowego pokoju. Nie przy ich półtora godzinnych kawkach. Plaża? Noce są nadal chłodne :( Zdruzgotana siedziałam w sali multimedialnej i wysyłałam 'resume'. Zaczepiła mnie Kolumbijka, którą znałam i standardowo: 
+ "Hello Ewelina, How are you?" 
- "I have big unlucky here. Maybe, I born in Addams family". 

Od słowa do słowa i w jednej chwili znalazł się dla mnie cichy kącik :)  
Z balkonu będę miała widok na ocean i plażę po której zamierzam boso biegać. Mieszkanie mieści się w Surfer Paradise i kosztuje 100$ tygodniowo, kaucja 200$. Tańszego jeszcze nie widziałam. Tylko będę pokój dzieliła z chyba Brazylijczykiem imieniem Sebastian. Ciekawe co z tego wyjdzie :P 
Ważne, że będę mieszkała z komunikatywnymi studentami więc wreszcie zacznę normalnie funkcjonować. 

Zawsze wydawało mi się, że jestem elastyczna i nie boję się nowych sytuacji. Zawsze wydawało mi się, że jestem zaradna i zawsze sobie poradzę. Zawsze wydawało mi się, że jestem dobrym człowiekiem. 

Tutaj przekonałam się, że:
- tylko spokój może mnie uratować, bo panika już sięgnęła najwyższego levelu,
- moja elastyczność została wystawiona na potężną próbę i chyba podołała,
- jeśli komuś, jakoś pomogłam to ta pomoc wraca. Nadal żyję w przekonaniu, że karma zawsze wróci i nie należy myśleć jedynie o czubku swojego nosa. 

Podobno początki są najtrudniejsze, bo życie zaczyna się od nowa. Do domu daleko, inny kraj, inna kultura, wszystkiego uczę się od nowa. Począwszy od przechodzenia przez jezdnię, a skończywszy na witaniu się. Do tej pory ogarnęłam prawie wszystkie najistotniejsze kwestie (jeden taki gigant wyjaśni się w piątek i też dlatego nie chcę więcej na ten temat napisać, by nie zapeszyć) i miałam dopiero jeden na maxa stresujący dzień.

Tu nie jest źle.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz