czwartek, 11 grudnia 2014

Wyrwane z kontekstu cz.2

"podziwiam Cię za odwagę i dążenie do celu. Niewielu by tak potrafiło. Bije od Ciebie dużo optymizmu:-)"


Dziękuje jest to niesamowicie miłe. Tylko... tylko, że ja nie jestem wybitną osóbką. Nie uważam siebie za odważną, ani... sama nie wiem... Jestem zwykłą, prostą konstrukcją drobnej kobitki. 
Życie wiele razy skopało mi tyłek na tyle mocno, że nauczyłam się wiele o sobie. Najgorsze momenty w życiu z perspektywy czasu okazywały się również najpiękniejszymi, bo ani później ani wcześniej nie uczyłam się więcej o sobie niż w tych danych chwilach. Nie były to przyjemne lekcje. Polegały na zamknięciu się w pokoju na wiele godzin i uświadomieniu sobie, gdzie popełniłam błąd, jak mogę go naprawić i pójść do przodu! To ostatnie jest najważniejsze i jest to moim mottem życiowym. 


IŚĆ DO PRZODU



Przeszłości się nie zmieni. Mogę jedynie w czasie teraźniejszym podjąć decyzje, które będą kształtowały mą przyszłość. Nie chce siedzieć na czterech literach i patrzeć z zawiścią na tą, tego czy jeszcze kogoś innego i obgadywać, bo oni coś mają a ja nie, bo im się udało a mi nie, bo... to nie ma sensu. To JA jestem kowalem swojego losu. To JA mogę coś zmienić w swojej sytuacji. To MOJE życie i tylko ode mnie zależy co z nim zrobię. Tylko najpierw muszę wiedzieć czego chce.

I to jest jedno z dwóch najtrudniejszych dla mnie pytań:



CZEGO CHCE?


No, właśnie? 
Nigdy nie układam swoich planów w myślach, bo wiem, że o nich zapomnę. Spisuje je. Mam białą tablicę i na niej mam napisane to co jest dla mnie najważniejsze i krok po kroku skreślam kolejne cele. 
- kurs ratownika,
- wiza,
- skończenie szkoły,
- kupno samochodu,
- dawca krwi i dawca szpiku kostnego,
- praca w placówce etc.

Kolejnym miejscem na spisywanie celów jest kalendarz i postanowienia noworoczne. Tylko jednego w tym roku nie spełniłam. Nie nurkowałam. Mam to na uwadze, ale boję się jeszcze oceanu. Muszę nad tym popracować. 

Dla mnie największym sukcesem życiowym jest praca w nursing home i opcja zostania ratownikiem. 
Woda była moim największym lękiem. Nie było mowy o tym bym popływała bądź w ogóle zanurzyła się. Teraz mailowałam z akademią lifesaverów w Brisbane na temat terminów kursów. 
A warunki szpitalne były dla mnie najstraszniejszym z możliwych horrorów. Zawsze zachowywałam się jak spłoszone zwierzę szukające ucieczki. A teraz? Najmniejszego problemu mi nie robi praca w jednym z takich miejsc. Tak, to są moje życiowe sukcesy. 

Plany są powiązanie z tym kim się powoli staje. Ratownikiem, pielęgniarką, jakimś tam sportowcem... kim by tu jeszcze móc zostać? :) 

A jeżeli mi się nie chce nic i mam dość wszystkiego wokół to ponownie zamykam się w pokoju i myślę. Co spieprzyłam? Idę w dobrą stronę? 

Jest jeden krótki filmik,który niesamowicie często oglądam: 
https://www.youtube.com/watch?v=mgmVOuLgFB0&list=PLYzEWmEmHyL-8LfXf5PkTzFiIggMWrDZD

Wstaję i idę do przodu! Nie jutro, nie pojutrze. DZISIAJ! 

Tak więc, mykam!

2 komentarze:

  1. Powodzenia Ewelino! We wszystkim , do czego dazysz.
    Wesolych Swiat i szampanskiego Sylwestra w Sydney!

    OdpowiedzUsuń