piątek, 5 grudnia 2014

Dyrdymały

Samochód kupiłam ze względu na nową pracę. Stało się zbyt uciążliwe jeżdżenie około 50 km dziennie. Zajmowało mi to średnio półtore godziny. Trochę długo. No i problem pojawiał się w momencie brzydkiej pogody. Samochód tak czy siak musiałam kupić.

Dzisiaj z tej pracy dla której go kupiłam odeszłam. I niestety nie pozostawili po sobie dobrych wspomnień. Miejsce pięknie położone. Staruszkowie przeszczęśliwi. Pracownicy widać, że się w miarę lubią. Przyzwyczajeni są do szkolenia nowego narybku, bo ciągle się przewijają studenci. Jednym zdaniem: nie mogło być lepiej. Moje zasady zatrudnienia były mega gówniane,ale dawały mi sporo swobody. Byłam pracownikiem rezerwowym. Jeśli ktoś zachorował albo z innych powodów nie mógł się pojawić mogli zadzwonić do mnie i szłam do pracy. Wszystko pięknie. Tylko, że dzwonili do mnie po 3 razy dziennie. Czasem 5. Nie zwracali najmniejszej uwagi na moją dyspozycyjność, czyli dzwonienie zaczynało się od 4:00 rano, a kończyło przed 22:00. W dodatku czasem na mnie nakrzyczano ponieważ nie byłam w stanie non stop być w pracy. Osoba na rozmowie rekrutacyjnej wiedziała, że mam stałe zatrudnienie w innej placówce. Poinformowałam, że szukam dodatkowego zajęcia. Dodatkowe nie znaczy 24h. Dzisiaj po otrzymaniu smsa o godz. 3:40 rano i nakrzyczeniu na mnie za nieobecność na wczorajszej zmianie. Nawet nie wiedziałam,że powinnam być. Stwierdziłam, że miarka się przebrała i pora się pożegnać.

Pojechałam. Przygotowałam się na rozmowę: „ale czemu? Coś się stało?” W zamian otrzymałam coś co mnie wyprowadziło z równowagi. Zawsze jak się rozstaję z jakąś firmą to odczuwam błogie katharsis. Dostaję nagłego zastrzyku energii i mogę przenosić góry, krzyczeć ze szczęścia, mam 100mln pomysłów co ze swoim życiem mogę zrobić. Dzisiaj byłam wkurwiona do tego stopnia,że oblały mnie poty i rozbolała głowa. Pojechałam. Postałam w recepcji i powiedziałam dziewczynie, że jestem pracownikiem i chciałabym odejść, nie wiem co mam teraz zrobić i gdzie się udać. Ta wyciągnęła zadrukowaną z jednej strony karteluszkę o wymiarach 15x10cm, czyli taki brudnopis i poinformowała mnie, że na tym zwiniątku mam napisać swoje wypowiedzenie. Zdurniałam. Poczułam się jak śmieć. Odpowiedziałam, że nie wiem co mam napisać,bo nigdy w takiej sytuacji nie byłam. Ta brzdąknęła pod nosem żebym podała swoje dane personalne i napisała kilka zdań. Wow! Toż to była prawdziwa złota rada. Na mailu miałam wzór wypowiedzenia. Zostawiłam go sobie po rozstaniu z Hiltonem. Jak na złość nie mogłam go znaleźć. Uprzejma pani po 2 minutach moich poszukiwań spojrzała się na mnie nieprzyjaznym wzrokiem, który mnie wkurwił do granic samokontroli. Jej oczy mówiły: „Co Ty tu jeszcze robisz?! Zużywasz jedynie tlen w tym pomieszczeniu! Wypierd...” Napisałam jedno zdanie: „I, Ewelina Popis want to quit on 4th of December.” Zapytałam się czy wystarczy. Dziewczyna czerwona ze złości: „nie zamierzasz podać powodu?” „Mogę go Tobie powiedzieć, pracuje jeszcze w innym miejscu i ciężko mi pogodzić te2 zajęcia. Zaczęłam być troublemakerem” „Dzięki, że wyjaśniłaś. Narazie” To „narazie” brzmiało jak: „tam są drzwi, chyba wiesz jak je użyć”

Tak więc zamiast cudownego katharsis był ból głowy i ochota wrzasku. Poczułam się zmieszana z błotem. Nie żałuję, że odeszłam. Zrobiłam w miarę szybki rachunek mych przychodów i odchodów i jeśli będę miała taką sytuację jak mam teraz powinnam sobie poradzić ze wszelkimi planami.
A co się dzieje w tej drugiej pracy? Wszystko się zmieniło. Nie wiem co się stało z poprzednim dyrektorem, ale zniknął. Teraz jest ktoś inny i powoli, powoli wprowadza nowości. Może to nie są wielkie rzeczy, ale widać, że coś się dzieje. Miłe to też jest jak pani dyrektor wychodzi do normalnych pracowników i po prostu z nami rozmawia, a nie jedynie przebywa w swoim pokoju. I co najdziwniejsze, ja jestem drugozmianowcem. Non stop jest na mojej zmianie. Zazwyczaj ludzie na jej stanowisku pracują w godzinach stricte biurowych. A tu taka niespodzianka. Ostatnio była z nami do 21:00.

No, ale samą pracą człowiek nie żyje. Miło też wyjść do młodszych wiekiem i ciut normalniejszych ludzi i po prostu napić się piwa w nieco zbyt dużej ilości i po prostu się zrelaksować.
I tu pojawią się dwie historie. Jedna jest dla nas egzotyczna, a druga to mój faworyt.
#1 tą usłyszałam w pracy, ale bardzo mnie zaciekawiła. W tym pięknym miejscu za często nie bywałam, ale zazwyczaj nie było to miejsce wymagające dobrego time managementu. Normalną rzeczą jest rozmowa o poprzednich pracach, związkach i planach. Mój partner był zatrudniony na łodzi. Wypływał na kilka tygodni. Zostawiał swoją żonę i dwójkę maluchów i jak prawdziwy marynarz płynął w długą. Miał dwa kursy. W trakcie dwóch spotkał piratów. Tak, piratów! Prawdziwych, współczesnych piratów. Z bronią w rękach kazali mu dać im wszelkie majętności i odpływali w swoją stronę. Znajomy powiedział, że z tej pracy były niezłe pieniądze, ale nie warte poświęcenia życia. Nie sądziłam, że piraci są powszechni.

#2 Dotyczy nowo poznanego chłopaka. Pracuje z dziećmi z niepełnosprawnościami ruchowymi, intelektualnymi bądź szalonymi. Sam nie może zbytnio od nich odstawiać więc jego ubrania są mega kolorowe i pomysły ma szalone. A w tym wszystkim jest ten prawdziwy on. Człowiek z konkretnymi planami wiedzący dokładnie co chce robić w swoim życiu. I to jest super! Ma niesamowity głos i nie obce mu wizyty na siłowni. W dodatku jest surferem więc może wreszcie coś zrobię, by zwalczyć swój lęk przed oceanem. Tak wiem, że mam plan, by zostać ratownikiem, a boję się oceanu.  No, ale miała być historia, a nie jego opis.
Pan jest polskiego pochodzenia. Jego dziadkowie w trakcie wojny chcieli uciec z kraju. Nie wiem czemu, ale łodzią. Spakowali swój dorobek i popłynęli do Austrii. Tylko,jakoś ich podróż końca nie miała. Płynęli, płynęli i dopłynąć nie mogli. Pewnego dnia otworzyli oczy i zobaczyli palmy. Nastała drobna pomyłka: Austria, Australia – podobne nazwy krajów. Skoro przepłynęli połowę świata osiedlili się tutaj.No i umawiam się z ich wnuczkiem. I przyznam tak bardzo szczerze, że dawno się tak nie cieszyłam na wiadomość, że spędzę z kimś wieczór.

Stało się też coś niesamowitego. Kontakt z Tajemniczym Jegomościem się odnowił. Tak porąbanej relacji jeszcze w swym życiu nie miałam. Ta znajomość przeszła już wszystko. Najpierw kontakt typowo zabawowy, później traktował mnie jak młodszą siostrę, bym na końcu się w nim zakochała po uszy i usłyszała: „ewelina, you need relax a bit”. Dwa dni temu przypadkowo spotkaliśmy się na kawie i usłyszałam, żę fajnie by było gdybym pojawiła się w czwartek w tej samej knajpie co zawsze. Co prawda miniemy się, bo umówiłam się z kimś innym. No, ale rogal na twarzy mi się pojawił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz