Samochód kupiłam ze względu na nową pracę. Stało się zbyt
uciążliwe jeżdżenie około 50 km dziennie. Zajmowało mi to średnio półtore
godziny. Trochę długo. No i problem pojawiał się w momencie brzydkiej pogody.
Samochód tak czy siak musiałam kupić.
Dzisiaj z tej pracy dla której go kupiłam odeszłam. I
niestety nie pozostawili po sobie dobrych wspomnień. Miejsce pięknie położone.
Staruszkowie przeszczęśliwi. Pracownicy widać, że się w miarę lubią. Przyzwyczajeni
są do szkolenia nowego narybku, bo ciągle się przewijają studenci. Jednym
zdaniem: nie mogło być lepiej. Moje zasady zatrudnienia były mega gówniane,ale
dawały mi sporo swobody. Byłam pracownikiem rezerwowym. Jeśli ktoś zachorował
albo z innych powodów nie mógł się pojawić mogli zadzwonić do mnie i szłam do
pracy. Wszystko pięknie. Tylko, że dzwonili do mnie po 3 razy dziennie. Czasem
5. Nie zwracali najmniejszej uwagi na moją dyspozycyjność, czyli dzwonienie
zaczynało się od 4:00 rano, a kończyło przed 22:00. W dodatku czasem na mnie
nakrzyczano ponieważ nie byłam w stanie non stop być w pracy. Osoba na rozmowie
rekrutacyjnej wiedziała, że mam stałe zatrudnienie w innej placówce.
Poinformowałam, że szukam dodatkowego zajęcia. Dodatkowe nie znaczy 24h.
Dzisiaj po otrzymaniu smsa o godz. 3:40 rano i nakrzyczeniu na mnie za nieobecność
na wczorajszej zmianie. Nawet nie wiedziałam,że powinnam być. Stwierdziłam, że
miarka się przebrała i pora się pożegnać.
Pojechałam. Przygotowałam się na rozmowę: „ale czemu? Coś
się stało?” W zamian otrzymałam coś co mnie wyprowadziło z równowagi. Zawsze jak
się rozstaję z jakąś firmą to odczuwam błogie katharsis. Dostaję nagłego
zastrzyku energii i mogę przenosić góry, krzyczeć ze szczęścia, mam 100mln
pomysłów co ze swoim życiem mogę zrobić. Dzisiaj byłam wkurwiona do tego stopnia,że
oblały mnie poty i rozbolała głowa. Pojechałam. Postałam w recepcji i
powiedziałam dziewczynie, że jestem pracownikiem i chciałabym odejść, nie wiem
co mam teraz zrobić i gdzie się udać. Ta wyciągnęła zadrukowaną z jednej strony
karteluszkę o wymiarach 15x10cm, czyli taki brudnopis i poinformowała mnie, że
na tym zwiniątku mam napisać swoje wypowiedzenie. Zdurniałam. Poczułam się jak
śmieć. Odpowiedziałam, że nie wiem co mam napisać,bo nigdy w takiej sytuacji
nie byłam. Ta brzdąknęła pod nosem żebym podała swoje dane personalne i
napisała kilka zdań. Wow! Toż to była prawdziwa złota rada. Na mailu miałam
wzór wypowiedzenia. Zostawiłam go sobie po rozstaniu z Hiltonem. Jak na złość
nie mogłam go znaleźć. Uprzejma pani po 2 minutach moich poszukiwań spojrzała
się na mnie nieprzyjaznym wzrokiem, który mnie wkurwił do granic samokontroli.
Jej oczy mówiły: „Co Ty tu jeszcze robisz?! Zużywasz jedynie tlen w tym
pomieszczeniu! Wypierd...” Napisałam jedno zdanie: „I, Ewelina Popis want to
quit on 4th of December.” Zapytałam się czy wystarczy. Dziewczyna czerwona ze
złości: „nie zamierzasz podać powodu?” „Mogę go Tobie powiedzieć, pracuje
jeszcze w innym miejscu i ciężko mi pogodzić te2 zajęcia. Zaczęłam być
troublemakerem” „Dzięki, że wyjaśniłaś. Narazie” To „narazie” brzmiało jak:
„tam są drzwi, chyba wiesz jak je użyć”
Tak więc zamiast cudownego katharsis był ból głowy i ochota
wrzasku. Poczułam się zmieszana z błotem. Nie żałuję, że odeszłam. Zrobiłam w
miarę szybki rachunek mych przychodów i odchodów i jeśli będę miała taką
sytuację jak mam teraz powinnam sobie poradzić ze wszelkimi planami.
A co się dzieje w tej drugiej pracy? Wszystko się zmieniło.
Nie wiem co się stało z poprzednim dyrektorem, ale zniknął. Teraz jest ktoś
inny i powoli, powoli wprowadza nowości. Może to nie są wielkie rzeczy, ale
widać, że coś się dzieje. Miłe to też jest jak pani dyrektor wychodzi do
normalnych pracowników i po prostu z nami rozmawia, a nie jedynie przebywa w
swoim pokoju. I co najdziwniejsze, ja jestem drugozmianowcem. Non stop jest na
mojej zmianie. Zazwyczaj ludzie na jej stanowisku pracują w godzinach stricte
biurowych. A tu taka niespodzianka. Ostatnio była z nami do 21:00.
No, ale samą pracą człowiek nie żyje. Miło też wyjść do
młodszych wiekiem i ciut normalniejszych ludzi i po prostu napić się piwa w
nieco zbyt dużej ilości i po prostu się zrelaksować.
I tu pojawią się dwie historie. Jedna jest dla nas
egzotyczna, a druga to mój faworyt.
#1 tą usłyszałam w pracy, ale bardzo mnie zaciekawiła. W tym
pięknym miejscu za często nie bywałam, ale zazwyczaj nie było to miejsce
wymagające dobrego time managementu. Normalną rzeczą jest rozmowa o poprzednich
pracach, związkach i planach. Mój partner był zatrudniony na łodzi. Wypływał na
kilka tygodni. Zostawiał swoją żonę i dwójkę maluchów i jak prawdziwy marynarz
płynął w długą. Miał dwa kursy. W trakcie dwóch spotkał piratów. Tak, piratów!
Prawdziwych, współczesnych piratów. Z bronią w rękach kazali mu dać im wszelkie
majętności i odpływali w swoją stronę. Znajomy powiedział, że z tej pracy były
niezłe pieniądze, ale nie warte poświęcenia życia. Nie sądziłam, że piraci są
powszechni.
#2 Dotyczy nowo poznanego chłopaka. Pracuje z
dziećmi z niepełnosprawnościami ruchowymi, intelektualnymi bądź szalonymi. Sam
nie może zbytnio od nich odstawiać więc jego ubrania są mega kolorowe i pomysły
ma szalone. A w tym wszystkim jest ten prawdziwy on. Człowiek z konkretnymi
planami wiedzący dokładnie co chce robić w swoim życiu. I to jest super! Ma
niesamowity głos i nie obce mu wizyty na siłowni. W dodatku jest surferem więc
może wreszcie coś zrobię, by zwalczyć swój lęk przed oceanem. Tak wiem, że mam
plan, by zostać ratownikiem, a boję się oceanu.
No, ale miała być historia, a nie jego opis.
Pan jest polskiego pochodzenia. Jego dziadkowie w trakcie
wojny chcieli uciec z kraju. Nie wiem czemu, ale łodzią. Spakowali swój dorobek
i popłynęli do Austrii. Tylko,jakoś ich podróż końca nie miała. Płynęli, płynęli
i dopłynąć nie mogli. Pewnego dnia otworzyli oczy i zobaczyli palmy. Nastała
drobna pomyłka: Austria, Australia – podobne nazwy krajów. Skoro przepłynęli
połowę świata osiedlili się tutaj.No i umawiam się z ich wnuczkiem. I przyznam tak
bardzo szczerze, że dawno się tak nie cieszyłam na wiadomość, że spędzę z kimś
wieczór.
Stało się też coś niesamowitego. Kontakt z Tajemniczym Jegomościem
się odnowił. Tak porąbanej relacji jeszcze w swym życiu nie miałam. Ta
znajomość przeszła już wszystko. Najpierw kontakt typowo zabawowy, później
traktował mnie jak młodszą siostrę, bym na końcu się w nim zakochała po uszy i
usłyszała: „ewelina, you need relax a bit”. Dwa dni temu przypadkowo
spotkaliśmy się na kawie i usłyszałam, żę fajnie by było gdybym pojawiła się w
czwartek w tej samej knajpie co zawsze. Co prawda miniemy się, bo umówiłam się
z kimś innym. No, ale rogal na twarzy mi się pojawił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz