wtorek, 23 grudnia 2014

23 grudnia

Będę złośliwą, chamską, bezczelną i w najgorszym wydaniu okropną suką. Na domiar złego dzień przed Wigilią. A co się będę. Ludzie zaczną być mili jutro, a nie dzisiaj.

W niedzielę byłam w centrum handlowym po prezenty dla współlokatorów. Pierwsza wizja była taka żeby kupić jeszcze czterem osobom drobiazgi i pod domem zostawić, zapukać i uciec :D By była to prawdziwa niespodzianka, a nie niezręczna sytuacja w stylu: "bo wiesz... miło mi, że przyniosłaś prezent, ale ja się nie spodziewałem... no... ja nie mam nic dla Ciebie" A przecież w Gwiazdce nie o to chodzi, by brać a dawać. Chciałam pobawić się w prawdziwego świętego Mikołaja (wersja AU) bądź w Gwiazdora (bliższa sercu wersja). No, ale jakoś zgubiłam się we własnej czasoprzestrzeni i nie zrealizowałam tego planu. No, dobra, szlag mnie trafił jak zobaczyłam tłum ludzi w markecie i to tuż po otwarciu. Nie jestem zwolennikiem centrów handlowych. Gdybym mogła wszystko kupowałabym online. A tu jeszcze tyle ludzi wokół mnie z tym samym zniechęceniem i obłędem w oczach co ja.

Zrealizowałam ciut skromniejszą opcję - kupiłam prezenty współlokatorom. Dla Kia i Andrew miałam drobny problem. Dokładniej finansowy problem. To co mi się podobało było za drogie. Znalazłam małe świeczuszki w kształcie pingwinków i misiów polarnych. Super się ułożyło, bo było ich 6 i tyle mamy miejsc w nowym świeczniku (nie wiem, czy słowo świecznik jest odpowiednie, jest to deska z 6 otworami na wkłady. Muszę przyznać, że uwielbiam prostote i bardzo mi to coś przypadło do gustu i pięknie się komponuje do stołu w jadalni). I dokupiłam butelkę wina (oboje lubią posączyć) znalazłam fajną materiałową torbę z wyszytym Mikołajem krzyczącym Ho Ho i wszystko super się ułożyło.

No i oczywiście blacha muffin :) Również nimi poczęstowałam Simona (ten starszy ex) odwiedzając go dzisiaj, ale o tym za chwilę.

Z drugim współlokatorem był kłopot. Nie dlatego, że nie miałam pomysłu. Tylko dlatego, że od zawsze wydawał mi się niegroźnym dziwakiem. A ostatnio to zaczął mi ewidentnie przeszkadzać. Odezwała się we mnie chytrość (nie wiedziałam, że mam tą cechę). Cichy głos podpowiadał: "to nie kup mu nic. On zapewne oleje sprawę". Z drugiej strony, skoro kupiłam Kia i Andrew to i dla niego musiałam coś znaleźć. Tylko co?

Jestem w sklepie ze świeczkami i różnymi zapachowymi bzdetami do domu.
+ "hej, co słychać?"
- "eeee... w porządku. A u Ciebie?"
+ "super. Pomóc Tobie w czymś?"
-  "eee... w sumie to tak. Szukam prezentu dla współlokatora. Jest to chłopak. Eee... strasznie śmierdzi u niego w pokoju. Wiesz jaki to jest standard jak łzawią Tobie oczy, bo on otworzył drzwi do pokoju, a Ty niefortunnie znalazłaś się w przedpokoju. To ja chciałabym coś z tym zrobić"
(a nawet gorzej, raz mając kaca szłam do pracy i on otworzył drzwi do siebie. Nie kłamiąc, nie naginając miałam odruch wymiotny). Pani dokładnie zrozumiała o co mi chodzi. Było to tak intensywne, że pomimo słabego wrodzonego węchu i wszelkich zapachów wokoło czułam intensywny, męski, ładny zapach.Cena była nieodpowiednia. Za wysoka porównując me uczucia jakimi pałam do niego.
Kupiłam mu bryloczek (strasznie mi się podoba, jest to taka laleczka woodoo przypominająca supermana, ale bez S na klacie z opisem, że zawsze będzie chroniła przed stresem dnia codziennego etc.) i czekoladę.

Powód dla którego mnie wkurza jest banalny. Zaczął mi wchodzić buciorami w moje życie i mówić mi co mam robić, a jeśli mam odmienne zdanie to coś usłyszę. Nie mam nic przeciwko słuchaniu rad od mądrzejszych, bardziej doświadczonych, odnoszących sukces czy po prostu chcących pomóc. Tylko to w jaki sposób on żyje nie przypomina nic z powyższego opisu. Chłopak pracuje na półetatu w tym samym zawodzie co ja. Jest tu bodajże 3 lata i nie ma żadnego pomysłu co ze sobą zrobić. Od roku słyszę, że idzie na studia. No, ale jakoś mu coś... no... raz usłyszałam, że wypełnił dokumenty aplikacyjne i zmęczył się tym. Całymi dniami siedzi zamknięty w pokoju i gra we wszelkie gry: playstation, xbox etc. I dlatego tak śmierdzi u niego w pokoju, bo z niego nie wychodzi. Nie ma ani jednego znajomego. Jakoś znalazł dziewczynę, ale ta oczekiwała zapłaty za czas wspólnie spędzony (dla mnie to prostytucja). Kupował jej drogie ciuszki, biżuterie bądź zapraszał na kolacje. Z pół etatowej wypłaty nie można sobie na coś takiego pozwolić. Rozstała się z nim. Nieco zmieniłam o nim zdanie, bo zgadzał się na takie warunki bycia z nią. Z drugiej strony jak bardzo musi się czuć samotnie skoro dawał temu przyzwolenie. Poznał jej współlokatorów i ich zamęczał ciągłymi telefonami i propozycjami lunchu, dinnera i innych opcji wyjścia. Nikt nie lubi czuć się osaczony więc kontakt urwali i to też jest powód dla którego nie za bardzo chce mu zaproponować jakieś wyjście. Nie mam miliona znajomych, ale zamknięta w pokoju nie siedzę. I nie chce zbytnio stworzyć sobie sytuacji, że będzie się komuś naprzykrzał. Tak na dobrą sprawę to Gold Coast nie jest trudnym miastem do poznania kogoś. Nie są to trwałe bądź prawdziwe znajomości, ale na piwo zawsze można z kimś wyjść. Skoro ja mogę to i on również.
Przy tym wszystkim on mi mówi jak mam żyć: "Ewelina, nie pij alkoholu! Ja nie piję, Ty też możesz nie pić" Cisnął mi się komentarz. Jeszcze żebym faktycznie nadużywała, ale raz w tygodniu bądź dwa chyba mogę wyjść, prawda?
"Ewelina musisz porozmawiać ze swoimi szefami na temat wysokości twojej wypłaty!" A kim ty do kur.. nędzy jesteś żeby mi to mówić?!

Dzisiaj zaskoczyłam, że chyba nie tylko ja go po prostu toleruje bez  większych uczuć.
6 grudnia w polskie Mikolajki upiekłam muffiny współlokatorom. Coś skromnego, coś słodkiego.Nie oczekiwałam zupełnie niczego, bo to moja tradycja, a nie ich.Chciałam zrobić drobną przyjemność. Po powrocie z łyżew dostałam koszulkę,która robi furorę :) Nie wydaje mi się, żeby i on coś dostał, bo to nie była jego tradycja. A może jestem w błędzie. Kia i Andrew pojechali do rodziny i tuż przed wyjściem dałam im mój prezent, a od nich otrzymałam czekoladki i kartkę. Usłyszałam, że dla Niego jest na stole. Nawet nie złożyli mu życzeń, ani nie dali mu go face to face.

Strasznie smutne jest życie mojego współlokatora. Tylko wszystko jest na własne życzenie. Jeśli on nie wstanie i nie wyjdzie do ludzi nikt tego za niego nie zrobi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz