Niebawem będę mogła zacząć pisać kolejnego bloga: "ja i mój skuter"
Swoją Czarną Panterę mam od 10 dni i przygód co nie miara.
Z racji tego, że nigdy nie jeździłam żadnym jednośladem z napędem silnikowym z przerażeniem w oczach starałam się ogarnąć o co chodzi tej diabelnej maszynie osiągającej max 60 km/h (z górki raz udało się i zobaczyłam magiczne 70 km/h)
To co się wydarzyło:
- zatrzymałam się na piaszczystym, dzikim parkingu i... i przewróciłam się. Po prostu. Zatrzymałam się i bach. Ooops. Ja leżę. A raczej się opieram o samochód. Ojoj. Staram się podnieść skuter. Ooops. Kolejna rysa. Ojjj czemu ona jest tak długa? Ojoj! Zostawiłam swoje dane kontaktowe i pojechałam w swoją stronę. Nie minęła godzina zadzwonił właściciel :/ liczyłam na łut szczęścia. Nie tym razem.
Wysłał mi rachunek na ponad 1000$. A ja grzecznie Pana poinformował, że chyba nie mam ubezpieczenia. Ja niczego jeszcze nie załatwiłam, bo nie miałam kiedy, a poprzedni właściciel o niczym nie wspominał więc może dojdziemy do jakiegoś porozumienia. Swoją drogą mogłam uciec i by został z niczym. Uzgodniliśmy, że zapłacę 400$ i sprawa zostanie zamknięta. Miał mi wysłać dane do przelewu. Czekam od kilku dni. Cisza.
- parkuje przed garażem. Garaż został zamieniony na studio fotograficzne więc samochody stoją tuż przy ulicy bądź na podjeździe. Mieszkam w nudnej i nic nie oferującej dzielnicy. Tu nie ma nic. Jest jezioro i Aldi. Nuda jak diabli. Kocham to miejsce. Jest co prawda daleko od centrum, ale jest bezpiecznie, cicho i spokojnie. Nie było mnie całą noc w domu. Wróciłam rano. Otworzyłam drzwi. I tak dziwnie mi się zrobiło. Jakoś za dużo wolnej przestrzeni było wokół mnie. O co chodzi? Nie ma Czarnej Pantery. Obudziłam współlokatorów. Może go przestawili, bo mógł w czymś przeszkadzać. Nie. No to jadę na policję, bo ktoś mi ukradł skuter. Andrew wstąpił do sąsiada. Może ten coś słyszał. Sąsiad jest policjantem. Poinfo, że widział jakiś motorbike w pobliskim parku. Tak! To był mój jednoślad! Idioci nie potrafili go uruchomić więc ładnie go zaparkowali 20 metrów od mojego domu. Co prawda zniszczyli kilka rzeczy, bo chcieli go otworzyć (tak, to jest najlepsze słowo) i od wewnątrz go uruchomić. Nie udało im się więc go zaparkowali. Ładniej niż ja to robię. Policjant poinformował, że powinniśmy całą sprawę zgłosić i czekać na kogoś do ściągnięcia odcisków palców. Czekałam 6 godzin. Nikt nie przyjechał. Po 6 godzinach porozmawiałam z sąsiadem. Zadzwonił w moim imieniu i pytał co się dzieje. 10 minut później policja była na miejscu. A mój skuter został na noc w garażu sąsiada. Miałam go odebrać rano. No, ale nie chciałam nikogo budzić. To, że ja wstaję o nieludzkich godzinach to nie znaczy, że wszyscy mają tak samo przesrane jak ja. Chciałam wstąpić o 11:00 (matko i córko, jest niedziela. Dam człowiekowi poleżeć w łóżku). 10:20 sąsiad puka do drzwi. Naprawił mi skuter i chciał się zapytać kiedy będę mogła go wziąć. Coś niesamowitego. Zaniemówiłam. Jedyne co mówiłam to: "thank you so much! Thank you!"
- dostałam list z banku. Nie mojego banku. O co może chodzić? Zostałam grzecznie poinstruowana, że wraz ze zmianą właściciela jednoślada na ubezpieczeniu będzie widniała inna osoba. Wow! Chce się upewnić w poniedziałek czy wszystko dobrze zrozumiałam. To ubezpieczenie nie jest obowiązkowe! Wow! Nie stracę 400$ Wow!
To takie ostatnie 3 dni z mojego życia :P
Tyle spraw zalatwiasz, pracujesz "po angielsku" ;) , uwazam, ze nie musisz sie bac o IELTS!
OdpowiedzUsuńPowodzenia!
Ps. Alez "przygody" :). Wazne, ze do przodu :)