sobota, 6 września 2014

367 dni.

367 dni temu mieszkałam wraz z rodziną Australijską. Z asystentką pielęgniarki i drobnym dorobkiewiczem. Pokój nie powalał z nóg, szafa nie miała półek więc wszystko trzymałam w walizce. Było zagwarantowane jedzenie, ale Sylwia była tak nędzną kucharką i porcje były na tyle małe, że trzeba było się dokarmiać, ale i tak schudłam kilka kilo.
Z przerażeniem w oczach chłonęłam jak gąbka wszystko to co się wokół mnie działo. Wiedziałam, że o starej rutynie musiałam zapomnieć, ale jeszcze nie wiedziałam czym ją zastąpić.  Uczyłam się języka, kultury i kraju. 
Dzisiaj znalazłam notatki z pierwszej mojej pracy. Dotyczą zarobków: 100 - 150$ tygodniowo. Wow!  I wielkie plany na co wydać te kokosy. Czy dam radę uzbierać na szkołę? Czy też nie? Nadal momentami dziwię się jakim cudem dawałam radę. 
Z racji tego, że wyjechałam w pojedynkę to starałam się szybko znaleźć kogoś komu mogłabym zaufać. Nie mówię tu o związku. Zależało mi na przyjaźni. Bardzo się przejeżdżałam na ludziach. Do tego stopnia, że czasem przechodziłam na drugą stronę ulicy, by z kimś nie rozmawiać. Wychodziły na wierzch najpaskudniejsze cechy charakteru jak zawiść, zazdrość i mściwość. Słyszałam za swoimi plecami podłości, bo znalazłam pracę i się z kimś związałam. 
Raz siedząc przy piwie: "o emigracji dużo się słyszy i teoretycznie wie się wiele. Tylko to trzeba odczuć na własnej skórze jak czasami jest ciężko." Racja. Były momenty kiedy chciałam wracać do kraju. Kiedy płakałam wieczorem. Kiedy czułam się bezsilna.

Były i mam nadzieję, że nie wrócą. 

Teraz to i ja jestem asystentką pielęgniarki. I mieszkam w lepszym standardzie niż wyżej opisany dom. Zarobki znaaaaaacznie się zwiększyły. A i przestałam się przejeżdżać na ludziach. Teraz jestem już spokojna o wszystko. O wizę, o szkołę i o karnet na siłownie, by zawsze znaleźć choć odrobinę czasu tylko i wyłącznie dla siebie. Od jakiegoś czasu słyszę, że wypiękniałam. Miłe to bardzo! Tylko, że ja się nie zmieniłam. Jedynie włosy mi urosły. Ot co! Jedna rzecz się zmieniła. Jestem szczęśliwa! Po prostu. 

"Teraz tutaj szukam szczęścia i swojego miejsca. Może je znajdę :)" - napisałam to rok temu. Znalazłam je :)

1 komentarz:

  1. Gratulacje Ewelino! Niech Ci sie dalej szczesci i zycze wytrwalosci. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń