czwartek, 26 grudnia 2013

Koniec roku

Czas na podsumowanie dwunastu miesięcy.

Najkrócej to zmieniłam całe swoje życie.

Rok temu zastanawiałam się nad tym co będę robiła na Sylwestra i jak co roku wpadałam w panikę. Równo rok temu poznałam wspaniałego chłopaka w którym się zauroczyłam - wystarczył jego jeden uśmiech :) i pomimo, że nie jesteśmy razem to nadal mamy dobry kontakt. W sumie to Australia była jego pomysłem.
365 dni temu mieszkałam na gaju wraz z Szalonym Informatykiem lubującym się w whiskey :)
Udało mi się znaleźć dobrze płatną pracę. Niestety stresującą, ale widziałam światełko w finansowym tunelu.
Miałam dobre życie.

Przewróciłam je do góry nogami.

Wiele razy się zastanawiałam czy dobrze zrobiłam. Nawet dzisiaj z płaczem w głosie powiedziałam, że chciałabym wrócić do kraju. Ciągle się z czymś szarpie, ciągle walczę o stabilizację. Jestem tym zmęczona. Wystarczyła jedna rozmowa i staram się dalej walczyć. Dzięki Paweł!

To co mnie zaskoczyło w przeciągu tego czasu to ludzie.
Po raz kolejny znajomości się zweryfikowały. W momencie podjęcia przeze mnie decyzji wielu znajomych zmieniło się o 180 stopni. Niestety ich słowa nadal pamiętam: "skoro stać ciebie na taką wyprawę to rozumiem, że dzisiaj ty stawiasz", "a przed czym ty uciekasz? Rozumiem UK, ale AU?". Z tymi osobami praktycznie kontaktu już nie mam. Ponownie zmniejszyła się liczba kumpli.
Z drugiej strony odezwali się Ci z którymi od kilku lat nie miałam kontaktu i pomimo wielu tysięcy km nadal mailujemy. Miła niespodzianka! I tych serdecznie pozdrawiam.
A Ci którzy od wielu lat zawsze są przy mnie wiedzą, że ich nigdy nie przestanę kochać i zawsze będę ich męczyła swoją skromną osobą bez względu na dzielący nas dystans! Dziękuje za cierpliwość!

Jak co roku na pierwszej stronie kalendarza widnieją noworoczne postanowienia.
Nie udało mi się jednego zrealizować - mój rekord :) Na nurkowanie muszę poczekać.
2013 należał do dzielenia się sobą - po kilku latach starań nareszcie mogłam zostać potencjalnym dawcą szpiku kostnego. 2014 nie zmieni tego - przyszła pora na krew (min. waga 45kg więc chyba się uda).

Teraz nie potrafię określić nowych postanowień.
Wszystko zaczynam od nowa. Nowe znajomości. Nowe miejsca. Nowe obowiązki. Nowy tryb życia.
Cieszy mnie to, że nie jestem sama. I choć jedna osoba nigdy nie będzie w stanie przeczytać tego postu (nie dostrzegam potrzeby nauczania języka polskiego) to jestem szczęśliwa i pomimo, że czasem się pokłócimy to wiem, że jest przy mnie i mogę na Niego liczyć.
Cieszę się jak dziecko jak za każdym razem przeczytam maila od znajomych z polski, bo mam świadomość, że ktoś mnie wspiera i ktoś tam jeszcze na mnie czeka. Dziękuje!

Mam tu swój plan, który powoli realizuje.
1. Normalny pokój
2. Praca dająca możliwość odłożenia pieniędzy
3. Szkoła zawodowa
4. Zmiana pracy na zgodną ze szkołą zawodową
5. Zmiana rodzaju wizy.

Zostały dwa punkty. Poprzednie 3 były najtrudniejsze z powodu bariery językowej i nieznajomości otoczenia. Wydaje mi się, że i tak mam dobre tempo.

Zbliżający się Sylwester będzie bardzo symboliczny. Pomimo, że jestem spłukana jak mysz kościelna (długa i stresująca historia) to jest dla mnie bardzo magiczny czas.

Zamykam trwający 28 lat rozdział w moim życiu zwany Polską.
Staram się, by nowy był lepszy od poprzedniego. Niestety nie jest to wcale takie łatwe.

niedziela, 15 grudnia 2013

Historia kilku Polaków

Wydawało mi się, że za dużo nas tu nie ma. Okazało się to nieprawdą. Istniejemy tutaj. Tylko, że się ukrywamy.

Pracuje w hotelu, gdzie walczyłam jak lwica broniąc mojego polskiego imienia. Nie jestem Evelyn bądź Iłelina. Jestem Ewelina. I nie podoba mi się jak ktoś zmienia moje imię. I nigdy mi się to nie podobało. Na szczęście nie jest ono skomplikowane więc nie powinno nikomu sprawiać trudności.
Jadę windą wraz z wieloma innymi pracownikami. I słyszę: "Hej Ewelina. Ola jestem". "Eeeee" - oczy jak 5 złotówki. "Cześć. Wow słyszę polski", "<śmiech> Słyszałam jak bronisz swojego imienia. Dobrze, tak trzymaj". I tak się zaczęło.
Justyna imieniem Ola przyjechała do Gold Coast wraz ze swoim chłopakiem. Przez 2 lata mieszkała w Anglii, gdzie poznała mężczyznę swojego życia. Są typem włoczykijów. Posiedzą w jednym miejscu, by zarobić pieniądze i jadą dalej. Super opcja. Zwiedzili połowę globu. Uwielbiam słuchać jej opowieści. A że jest gadułą to sama przyjemność wybrać się na piwo tudzież dwa dzbanki piwa. Choć muszę przyznać, że pomimo ciągłego uśmiechu i beztroski na twarzy to życie niejednokrotnie skopało jej 4 litery. Będzie tutaj do drugiej połowy stycznia. Później jadą dalej do innego zakątka Australii. I z łezką w oku muszę stwierdzić, że będzie mi jej brakowało.

Dwa tygodnie temu przyjechał Krzysiek. Chłopak również przez jakiś czas mieszkał w Anglii. Teraz próbuje znaleźć swoje miejsce tutaj. Generalnie urodził się pod szczęśliwą gwiazdą. Ledwo co się tu pojawił, jeszcze dobrze nowego domu nie znalazł, a opcja pracy się pojawiła. Super by było, gdyby już mógł się ustabilizować finansowo. Świat czasami jest bardzo mały. Okazało się, że wysłał go ten sam agent i przez kilka lat mieszkał we Wrocławiu. Ciekawe czy mamy wspólnych znajomych.

Jest jeszcze Witek, którego poznałam w szkole. Jest tu z nas najdłużej. O wnioskach wizowych wie chyba wszystko. Niestety osiedlenie się nie jest proste. Australia, która żyje z emigrantów robi wszystko, by ich tu nie było.

Cała nasza trójka stara się i walczy z przeciwnościami Australijskiego losu. Jedno drugiemu pomaga jak tylko może. I tak być powinno.

Oprócz tego jest Kasia, Aneta, Maciek. I na pewno wiele innych. Fajnie czasami otworzyć buzie w swoim języku :) Jest to duży komfort.




7 zagadek

Jakiś czas temu na zajęciach dano nam do rozwiązania 7 zagadek. Rozwaliły nas na łopatki.

1. I'm as big as an elephant but I weigh nothing. What I am?

2. For some I go fast, for others I go slow. Most people worry about me. What I am?

3. There are 4 girls and 4 apples in a basket. Each girl takes an apple but there's one apple left in the basket. How is this possible?

4. What is the beginning of the end, the end of the time, the moddle of yesterday and nowhere in tomorrow? - This is my favourite :)

5. There are 2 Indians. A big Indnian and a little Indian. The little Indian is the big Indian's son but the big Indian is not the little Indian's father. How is this possible?

6. What word can be written forward, backward or upside down and can still be read from left to right?

7. It is more powerful than God,
    More evil than devil,
    The poor have it,
    The rochh need it
    And if you eat it, you'll die.
    What is it?

I jak? Jakie odpowiedzi? :)

sobota, 14 grudnia 2013

Miła odmiana

We Wrocławiu nie cierpiałam na nudę. Zawsze coś się działo. A tutaj? Już nie ogarniam co się dzieje. To dobrze. Zawsze w ruchu.

Przeprowadziłam się!

I ponownie to napiszę.

Przeprowadziłam się!

Załączam zdjęcia mojego pokoju (są niestety za ciemne, pokój ma ok 15-18m, rozsuwaną szafę, której nie ma na zdjęciu). Jestem zachwycona. Wreszcie swój własny pokój ze swobodnym dostępem do internetu. Mieszkam teraz w dwu poziomowym domu z 3 osobami - młodszym ode mnie małżeństwem i Filipińczykiem. Wszyscy są bardzo mili. Pomocni. Jednym słowem uwielbiam swój nowy dom. I co najważniejsze mam normalną umowę.
Fragment mojego pokoju

Niesamowicie miło, bo zaprosili mnie na święta. Tylko, że ja pracuje w święta i jak wrócę to jedyne o czym będę myślała to o swoim łóżku. To będzie najgorszy moment w pracy. I też moi polscy znajomi są sami więc podziękowałam grzecznie i zobaczę jak się akcja rozwinie. Sama propozycja niesamowicie miła. Szok!

Ogólnie są niesamowicie mili. Wczoraj dostałam smsa o wyjściu do restauracji. Dzisiaj poszliśmy na lunch. Z tego co zauważyłam to wszystko jest tutaj wspólne. Muszę i ja się przestawić do tego funkcjonowania,  Jestem w innym świecie. Mam z kim porozmawiać. Mam z kim się pośmiać. Muszę się odzwyczaić od funkcjonowania: "to moje - nie ruszaj".

Kia i Andrew - są młodym małżeństwem. Bodajże rok młodsi ode mnie. Mają dwa olbrzymich rozmiarów koty.

Kia - wiecznie uśmiechnięta z wrodzonym ADHD fotografka. Z tego co zauważyłam lubi gotować. Oprócz pracy z aparatem jest zatrudniona w biurze, gdzie przesiaduje przez 3 dni w tygodniu. Ma kategoryczny zakaz picia kawy (jeszcze bardziej ją rozpiera energia).

Andrew - bardzo kontaktowy młody mężczyzna. W momencie kiedy się śmieje z oczu powstają mu urokliwe łezki :P Jego najlepsi przyjaciele to Polacy (jakby mogło być inaczej ;) ). Lubi gry komputerowe i dobrą kawę.

Justien - jest za mą ścianą i co najlepsze totalnie go nie słyszę. Sympatyczna gaduła - co dla mnie jest bardzo dobre. Pracuje w mym przyszłym zawodzie i nieco mnie zaniepokoił stwierdzając, że jak skończę mój kurs to mam mu się przypomnieć na temat zatrudnienia w jego pracy. Super! Tylko czemu jak go skończę? To co, ja mam przez 6 miesięcy sprzątać kible? Może uda mi się jakoś bez jego pomocy coś wskórać.

Kolejny fragment mojego pokoju
Ostatnio na zajęciach nauczycielka, która jest z pochodzenia Wenezuelką stwierdziła, że wszelką pomoc, czy bliższe kontakty ma jedynie z Kolumbijczykami. Zdziwiłam się. Dla mnie Australijczycy są zawsze mili, pomocni i życzliwi. Osobiście zraziłam się do Kolumbijczyków. Dla mnie są krzykliwymi brudasami. Jak słyszę, że ktoś drze się to na pewno będzie Kolumbia. Rozumiem, że ogólnie Latynosi są głośni, ale Ci przekrzyczą każdego.

Niestety, ale łatwo w życiu być nie może. Nie wierzę, że odzyskam
kaucję za poprzedni pokój. Jest coraz dziwniej. Teoretycznie w momencie opuszczenia przeze mnie mieszkania powinnam mieć ją zwróconą. Okazało się, że nie widnieje na umowie. Kolumbijczycy nie wpisali mojego nazwiska. Mój poprzednik też został zignorowany. Teraz muszę czekać aż parka się wyprowadzi i wtedy być może zobaczę pieniądze, tzn. cała kaucja zostanie przelana na konta Kolumbijczyków i ci mają mi ją przelać na konto. Dobrze, że w tym samym czasie ze swojego łóżka rezygnuje Sebastian (z nim dzieliłam pokój) to istnieje jeszcze szansa na odzyskanie pieniędzy. Jeśli cała kwota trafi na konto parki - mogę o nich zapomnieć. Nie raz mi życie uprzykrzyli więc nie wierzę, że zobaczę te pieniądze na koncie.

Mam cichą nadzieję, że będzie to moja ostatnia przeprowadzka!

Zamawiał Pan serwis?

Dawno, dawno temu widziałam film... główni bohaterowie to: przystojny milioner i piękna pokojówka.

Milionera sobie daruje. Chciałabym zobaczyć tą piękną, niezmęczoną pokojówkę. I przy okazji chciałabym nosić jej wdzianko. Mój wygląda jak worek po ziemniakach - nawet podobny kolor.

Praca jest ciężka. W momencie kiedy mam partnera to pokój składający się z kuchni, dwóch sypialni, dwóch łazienek z prysznicem oraz salonu powinnam sprzątnąć w przeciągu 30 minut. Przy normalnych gościach jest to realne. Przy brudasach niestety nie. Mój rekord to półtore godziny - było okropnie.

Wczorajszy dzień.
Miałyśmy do sprzątnięcia 12 bądź 10 pokoi. Z czego 5 były do totalnego sprzątnięcia. W pozostałych należało ładnie pościelić  łóżka (bez wymiany pościeli) oraz umyć łazienkę (z wymianą ręczników). Zajęło to nam 8 godzin. Standard pozostawionych pokoi był momentami obrzydliwy. Nie będę się wdawała w szczegóły.

Wczorajszy dzień był hardcorem. No, ale jak tu ładnie i kusząco wyglądać?

Standardowy dzień to 5 godziny pracy. Niby nie dużo. W trakcie pracy nie wyglądam atrakcyjnie. Włosy muszę mieć zwinięte w kitkę. Nie jest to głupi pomysł, bo rozpuszczone, by przeszkadzały. Wyglądam jak obdartus - wspomniałam o uwodzicielskiej koszuli. Dodajcie do tego czarne, półeleganckie spodnie (znacznie lepiej, by wyglądały jeanso - podobne) i najlepszy dodatek koszyk z chemikaliami oraz worek ze szmatkami z którymi nie możemy się rozstawać. I jak ogólnie wyglądamy? Ktoś miałby ochotę poflirtować? Zapomniałam dodać, że ten typ pracy jest męczący więc momentami leje się z nas pot.

Chce taki fartuszek
Odliczam: 29 dni i będę mogła zacząć szukać normalnej pracy. Co prawda minie nieco zanim ją znajdę, ale jakąś nadzieje trzeba mieć :)

Inne sprzątające prace
Dom w którym codziennie urzęduje jest moim drugim miejscem tego typu pracy. Pierwsze było nawet zabawne. Odpowiedziałam na ogłoszenie. Umówiłam się z Panią na konkretną godzinę. Byłam pewna, że od razu zacznę u niej sprzątać. Byłam w błędzie - została przeprowadzona rozmowa rekrutacyjna. Pani testowała mnie. Pokazała drabinę. I szybkie spojrzenie na mnie. "O co jej chodzi" - myślę sobie. Pokazała mi pralkę. Sytuacja powtórzyła się. "Czemu mi się tak przygląda". Kilkakrotnie akcja się powtórzyła. Dobra, dostałam pracę. Będę do niej przyjeżdżała aż jeden dzień w tygodniu na 2 godziny. No, ale na początek nie jest źle. Zawsze to jakiś wpływ gotówki.
Pierwszy dzień pracy.
"Sprzątnij sypialnię. Zmień pościel i wytrzyj dokładnie kurze" - padła komenda.
Wchodzę do sypialni i czuje się w jakimś horrorze. Nieco śmierdzi stęchlizną i tanimi perfumami. Na szafkach poukładane stare, brzydkie lalki. Łóżko w rozmiarze King. Przed łóżkiem schodki - "mówiła, że ma ręce nieco niesprawne od pracy, a nie nogi". Wymieniam pościel - cała w dziurach. Pierze wylatuje z każdej strony. Zawołałam ją i proszę o taśmę to prowizorycznie się dziury załata. Zmieniam prześcieradło. Chce szafkę mocno przylegającą do łóżka odsunąć, bym mogła prześcieradło poprawić. Ozdoba za łóżkiem spada mi na głowę. "Co jest?!". Kolanem ją przytrzymałam. Drugą nogą kopając szafkę przesunęłam tam gdzie była. Nie wiem jakim cudem poprawiłam wszystko. "Dobra, jeszcze kurze". Dotykam jednej lalki, a ta nie chce się ruszyć. Kobieta poprzyklejała je.
Zrobiłam swoje i wyszłam. Następnym razem powiedziała mi, że mnie nie potrzebuje i żebym więcej nie przyjeżdżała. Pozwolę sobie nie skomentować.

sobota, 7 grudnia 2013

Odliczam!

Odliczam. W piątek się przeprowadzam, czyli zostało 6 dni. We wtorek odbieram klucze do nowego domu – 3 dni. 16 grudnia rozpoczynam dwutygodniowy urlop. Nie będę musiała chodzić do szkoły, a w pracy powinien być gorący okres więc zarobię w ludzkich granicach zmęczenia. Zostało 8 dni. 3 stycznia mam kolejny egzamin sprawdzający poziom wiedzy i jeśli go zdam to rozpocznę inny kurs. 26 dni. Co prawda średnio mam kiedy się uczyć, ale skoro zostałam kolejny raz studentem tygodnia to liczę na swoją niesamowitość. Są to jedynie liczby, ale mocno zmieniające mój pobyt. Nie mogę się doczekać kiedy wreszcie wypocznę i przestanę zasypiać na siedząco o 21:00 i przestanę być najnudniejszą osobą ever. Kiedy rozpocznę nową szkołę. I kiedy się wyniosę. Z tego ostatniego chyba najbardziej się cieszę. Nie ma niczego gorszego niż po ciężkim dniu pracy wrócić do domu i czuć się jak wróg.

Wreszcie nastała stabilizacja. Nadal muszę patrzeć do portfela i myśleć nad kolejną wizą i tym samym nad wydatkami. Cały czas zmieniam standard na lepsze będąc albo na plusie bądź na zerze więc jestem spokojna. Nowy wniosek wizowy kosztuje ok. 530$. Nowe ubezpieczenie ok. 400$. Nowy kurs 4400$.Nadal jestem spokojna. Mam na połowę wspomnianych wydatków. Tylko czemu mam kłopoty ze snem? Przejmuje się innymi sprawami. Zwłaszcza w tym tygodniu. Udało mi się wreszcie uzyskać namiastkę stabilizacji, którą w jednej chwili mogłam utracić.

Nie jest to jedyna sprawa, która nie spływa po mnie jak po kaczce. Zawsze starałam się być dobrym człowiekiem. Bardzo często swoim kosztem. Zazwyczaj starałam się pomóc drugiej osobie. Tutaj dostałam lekcję – nie powtarzaj tego błędu więcej. Tylko, że ja tak nie potrafię. Starałam się być uprzejma, schodzić z drogi, interesować się współlokatorami  - pokazali co potrafią. Starałam się pomóc tym z którymi jest mi teoretycznie łatwiej (z Polakami) – paroma zdaniami wbili nóż w plecy i tym samym przestali dla mnie istnieć. Nie wiem kiedy przestanę być frajerem. I chyba to mnie ostatnio boli najbardziej. Nie zrobiłam nic złego, a czuję się podle. Na szczęście wszystko szybko się zmienia i liczę na natychmiastową poprawę. Ostatnio często spożywany alkohol w nadmiarze również pomaga.

Nie samymi poważnymi kwestiami człowiek żyje.
Zbliżają się święta. „Last Christmas” od jakieś czasu jest słyszany w marketach. Sklepy są przystrojone choinkami i św. Mikołajami. Spójrzcie jakie mają uliczne ozdoby. Przyznam, że żal… ściska. Rozumiem, nie mają śniegu. Tylko to nie znaczy, że ma być brzydko. Nie mają świątecznych przygotowań, odliczania, czasu wyczekiwania. Jest normalny, słoneczny dzień. Nie sądziłam, że to kiedykolwiek napiszę – brakuje mi Polski. Brakuje mi zimna, grzanego wina, ozdób świątecznych na Starówce, kameralnych knajpek. Tęsknie.
Moment kiedy rozdawałam cynamonowe ciasteczka 6 grudnia był najprzyjemniejszych dniem w szkole. Namiastka domu :)


czwartek, 5 grudnia 2013

Wymiękłam

Nastąpiła ta chwila. Wiedziałam, że prędzej czy później nadejdzie. Przyszła. Nieoczekiwanie. Wymiękłam. Mam dość. Chce mi się płakać, ale nawet tego nie mogę zrobić. Obiecałam sobie, że niektórymi osobami totalnie nie będę się przejmowała. Obiecałam sobie, że niektóre sprawy spłyną po mnie jak po kaczce. Otóż nie. Każdą przykrość tych osób pamiętam. Każdą nieprzyjemną sprawę zatrzymuje gdzieś głęboko. Przestałam być twarda. Potrzebuje relaksu i regeneracji.

Mieszkanie
Kilkakrotnie wspominałam jakich mam współlokatorów. Z każdym dniem robi się coraz ciekawiej. Starają się jak mogą uprzykrzyć życie. Tylko, że są na to za głupi i nie wychodzi im. Przykłady: zmienili po raz kolejny decyzje dotyczącą dłuższego pobytu i wracają do kraju tuż przed świętami. Ja się przeprowadzam za tydzień. Wczoraj usłyszałam jedno, jedyne zdanie po angielsku: „pewna osoba zapytała się mnie o pobyt i powiedziałem, że zostajemy, ale jest inaczej…. Ha ha ha” Nie wiem po co wysilał się. To nie moja sprawa. Wyprowadzam się przed nimi więc co mnie obchodzi kiedy oni swoje tłuste tyłki ruszą. Musiało mu mocno zależeć, bym to usłyszała. Starał się dość długo sklecić to zdanie. Bardziej boli mnie to, że obgadują mnie za plecami (kilka osób totalnie się zmieniło w stosunku do mnie). Nie mają powodu, by uprzykrzać mi życie. Funkcjonujemy totalnie osobno. Co jest dla mnie nieco dziwne, ale skoro tak chcą żyć to się do tego w pełni dostosowałam. Fakt czasami przychodzę w nocy (gdzie raz mi zamknięto drzwi na 2 zamki, a klucze mamy tylko do 1 więc stałam pod drzwiami i po 2 w nocy dobijałam się), bądź w ogóle znikam, ale to nie powinno ich obchodzić.

Nawet w tym momencie odłączono mi prąd jak ładowałam komórkę. Zwariować idzie. Odliczam dni do przeprowadzki.

Praca
W ten poniedziałek prawie ją straciłam. Przyznam, że bardzo się zmartwiłam. Jestem zmęczona ciągłym szukaniem jakiekolwiek stabilizacji. Pomimo, że jest to ciężka praca to nie chce jej zmieniać. Jeszcze nie teraz. Zwłaszcza, że wywalczyłam grafik taki jak chciałam. Praca jest legalna i pieniądze dostaje na konto. Co jest dobrym rozwiązaniem w momencie starania się o kolejne wizy. Poniedziałki zawsze są szalone. Pracę zaczęłam godzinę wcześniej niż cała firma – wywalczyłam to, bo mam szkołę i nie mogę o normalnej porze zmiany zacząć. Miała do mnie dojść dziewczyna i mi pomóc. Na tablicy miałam do sprzątnięcia 4 pokoje. Dla jednej osoby jest to 4 – 5 godzin przy normalnym zabrudzeniu pokojów przez gości. W momencie kiedy weszłam do pierwszego załamałam się. Na wykładzinie było wszędzie rozbite szkło. W kuchni na podłodze rozlane drinki i widać było, że ktoś miał z tego niezły ubaw, bo bawił się kolorami. W dwóch miejscach wymiociny. Jednym słowem zostawili ruinę. Zadzwoniłam po pomoc. Nikt nie przyszedł. Sprzątałam sama. Ten pokój zajął mi ponad 2 godziny, a i tak nie był super czysty jak powinien być w 5gwiazdkowym hotelu. Z drugim było ciut lepiej. Ten sam syf bez zabawy kolorami. Przeszłam do kolejnego. Przyszedł supervisor na kontrolę: „Nie masz oka do detali. Jest sporo błędów. Jak długo tu pracujesz? Co się z Tobą dzieje?” Wyjaśniłam, gdyby nie zauważyła, jestem sama. Miał mi ktoś pomóc, ale nikt nie przyszedł. Mam do sprzątnięcia 4 pokoje, a w tym momencie zaczynają mi się zajęcia. Przepraszam za błędy. Starałam się szybko sprzątnąć i w miarę dokładnie. Szkoda, że nie widziałaś tego co było.” Złożyła na mnie skargę. Wiedziałam, że tak to się skończy. Czekałam tylko na informację: „nawaliłaś więc spadaj” Tylko, że nie do końca ja nawaliłam. Po dwóch nieprzespanych nocach stwierdziłam, że nie będę czekała aż mnie zwolnią osobiście. Zadzwonię gdzie mogę i wybadam teren. Mojej manager (jestem zatrudniona w agencji, która jest wynajęta przez hotel) wyjaśniłam całą sytuację i usłyszałam: „nie powinnaś być sama. Jesteś nowym pracownikiem i w ten dzień nikt nie powinien pracować sam, bo pokoje były zbyt brudne na taką pracę. Nie przejmuj się.” Szok. Nie wyleciałam. Szkoda, że mnie wszystko sporo stresu kosztowało.
No, ale nie tylko w hotelu pracuje. Moja przemiła Pani u której codziennie sprzątam dwu piętrowy dom, miała gorszy poranek. Praca polega na tym, że codziennie wykonuje zestaw tych samych czynności plus jakiś bonus. Tym bonusem była łazienka. Chlorem spryskałam wannę i prysznic. Umyłam resztę łazienkowych drobnostek. Nie umyłam jedynie plastikowych drzwiczek od prysznica, bo jak na mój gust nie miałam czym. Zaczęło się: „Ewelina, masz tu i tak łatwą pracę i jeszcze z tym sobie nie radzisz? Chlorem plastikowe drzwiczki trzeba było umyć. Pokażę Tobie jak należy to zrobić, bo może nie wiesz jak…”. Mówię: „chlor jest silnym środkiem. Serio, plastik? Nic się nie stanie?” Usłyszałam parę innych komentarzy. Wyszłam.

Na następny dzień. „Ewelina I’m sorry. I’m so sorry”. Miło, że przeprosiła.

Kolejna wiza
Nastał ten moment, bym zaczęła ją załatwiać. Miałam przenieść się do Brisbane. Później z obaw przed trudnościami związanymi z szukaniem pracy miałam jedynie tam się uczyć. Szkoła zażyczyła sobie, bym za cały kurs zapłaciła jednorazowo. Na głowę upadli. Skąd ja wezmę ponad 6000$? Na tą informację czekałam 3 tygodnie. Żegnaj TAFE i Community Services Works. Poszłam po najmniejszej linii oporu. Kierunek ten jest związany z Aged Care, a to jest nadal powiązane z moim polskim wykształceniem, co jest mi potrzebne do starania się o inny rodzaj wizy. Tak wiem, nieco skomplikowane. Kurs rozpocznę w tej samej szkole co jestem. Wiem, że mogę mieć płatności rozbite na raty. Szkołę będę miała jedynie przez 2 dni w tygodniu. Wreszcie będę miała większy spokój. Muszę skończyć level na którym jestem i się przenoszę. Ciekawi mnie jedna sprawa. Poznałam tutaj jednego Polaka, który ma słabszy angielski od mojego i zmienił kurs na zawodowy. Ja muszę jeszcze poczekać. Na szczęście nie za długo.
Teraz od 16 grudnia będę się urlopowała. Muszę wreszcie odpocząć, bo momentami przestaje kojarzyć co się dzieje wokół mnie. 20 godzin w tygodniu szkoły + średnio 30 godzin w pracy to za dużo. Jeszcze tydzień i zwolnię tempo.

Za dużo negatywów jak na 3 dni. Nie mam też jak odreagować. Nie mogę biegać ani jeździć na rowerze. Czekam na przesyłkę z Polski, bo w Aussie nie ma wielu produktów.
Niestety to nie koniec moich przebojów. O jednym dość bolesnym dla mnie nie za bardzo powinnam napisać na forum. Nie wiem czemu ludzie są podli? Z zazdrości? Z głupoty? Usłyszałam parę komentarzy i zrobiło mi się przykro. Zawsze staram się być dobra dla drugiej osoby. Czasem nawet pomocna. To czemu zawsze ktoś musi mi sprawić przykrość. Niczego złego nikomu nie robię. Czemu wbijają słowami nóż w plecy?

Tym sposobem chciałabym się rozpłakać, ale nie mogę, bo nie mam swojego pokoju i tym samym nie mam prywatności. Chciałabym cokolwiek móc zrobić, by się ciut lepiej poczuć. Może w niedzielę będę miała dzień wolny i pośpię dłużej i mi jakoś przejdzie. Jestem podłamana.