Się pokomplikowało.
Mój kierunek ma obowiązkową praktykę. Szkoła teoretycznie pomaga w znalezieniu placówki wysyłając studentów do jednej zaprzyjaźnionej. Tylko dla mnie jest to strasznie daleko, a publiczna komunikacja w Gold Coast jest opłakana. Znalazłam inne miejsce. Podobna odległość, ale znacznie lepsze połączenia pociągowo-autobusowe. Byłam osobiście. Z paniami porozmawiałam. Miałam zanieść wszelkie dokumenty i umówić się na konkretny dzień rozpoczęcia treningu. Okazało się, że w dzień zaniesienia papierów miałam mieć pierwszy dzień. Nie byłam na to przygotowana, a raczej mój pracodawca o tym nie wiedział. Odmówiłam i umówiłam się za 1,5 tygodnia. W ten sam dzień dostałam maila od nauczycielki, że następnego poranka rozpoczynam praktykę w jej zaprzyjaźnionej placówce. Starałam się wszystko wyjaśnić. Pani nieco nie słuchając mnie i nie czekając na moje detale mailem wysłane zadzwoniła i sama chciała z przemiłymi paniami porozmawiać. Okazało się, że nie wiadomo kiedy zacznę mój placement (???). Pojechałam więc do polecanego domu starców. Zrobiłam wszelkie assessmenty z BHP, oglądnęłam nudne filmy, skończyłam trening przeciwpożarowy. Papierologię zdałam. Następny dzień miał być od 12:00 do 20:00. Byłam wykończona. Do domu dotarłam po 22:00, bo mam tak cudowny dojazd.
Wczoraj dostałam smsa od nauczycielki, że odwiedziła wybraną przeze mnie placówkę i zaczynam ponownie od wtorku. Cieszę, że tam gdzie chciałam, bo wydaje mi się, że mają lekkie problemy z personelem. Tylko, że kosztowało mnie to tydzień biegania po różnych facilities. Kilku telefonach z wyjaśnieniami do mojej nauczycielki. Kolejny tydzień ciągłego zmieniania zdania. Ogólnie stresówka.
We wtorek zaczynam swoją szansę na zmianę pracy! Będzie to trwało, ale jest realne światełko w tunelu i nie jest to nadjeżdżający pociąg :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz