Skoro zaczęłam już jakoś widzieć to mogę nadrobić lekkie zaległości.
Rozpoczęłam praktykę.
Najpierw byłam 2 dni w dużym domu starców, gdzie na około 20 podopiecznych było 2 pracowników. Praca przypominała tą jaką wykonuje się będąc zatrudnionym na produkcji. Obowiązywała zasada: biegnij jak usłyszysz dzwonek. Dzwonek nie przestawał dzwonić więc 8 godzin praktyki zamieniło się w katorgę. Atmosfera panująca przypominała również tą na produkcji: "oni nie mówią dobrze po angielsku, nie przejmuj się nimi." Przyznam, że sztuką nie jest nauczenie się dosłownie 3 wyrazów: zdrastwujtie (dzień dobry) oraz kak diela? (co słychać?) A Państwo ucieszyło by się, bo byłby to miły dla nich gest. No, ale ja tam nie pracowałam, ja jedynie rozpoczynałam praktykę. Na szczęście zwolniło się miejsce i mogłam się przenieść do miejsca, gdzie od momentu otworzenia drzwi wejściowych poczułam się swobodnie. I tak też jest nadal. Na 2 pracowników przysługuje około 7-8 staruszków więc jest możliwość poświęcenia im czasu. Mogę z nimi porozmawiać, a raczej starać się skomunikować. Mam typowo rosyjski akcent i osoby ze słabym słuchem nie rozumieją mnie. Przyznam, że i ja nie rozumiem ich bełkotu więc momentami jest po prostu zabawnie. I przyznam, że odkryłam swoje powołanie. Lubię tam przebywać. Staruszkowie są szaleni, bo demencja niszczy ich mózgi i tym samym pamięć, orientację w czasie i wiele innych, ale są wdzięczni za jakiekolwiek okazane wsparcie. Sami też starają się pomóc i walczyć o resztki swojej niezależności. Jest super! Już porozmawiałam z dyrektorką ośrodka i mogę zostać tak długo jak ustawa mi zezwoli, czyli 2krotnie dłużej niż moje kursy wymagają. Nie powiem żeby praca za darmo była tym co chce w życiu robić, ale zdobywam doświadczenie, a i te 250 godzin jest w stanie pomóc mi w kolejnej wizie.
Ogólnie jestem już ustawiona!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz