Myślałam, że chłopak usiłujący znaleźć żonę wymiękł. Niestety nie. Po kilku miesiącach ciszy dzisiaj się odezwał. Nie może się doczekać kiedy mnie zobaczy. Ja to mam szczęście... Dziwnym trafem do spotkania nie dojdzie.
Nie o tym chciałam....
Zawodowo ciężką pracą zdobyłam szacunek i uznanie. Pokazałam, że jestem w stanie dużo z siebie dać i że wszystko jest zrobione zawsze na czas i zawsze w miłej atmosferze. Wygrałam wojnę z dyrektorstwem. Co prawda przez nich przez kolejne kilka miesięcy będę przyjmowała niezaciekawe tabletki i usłyszeli parę słów na temat związków zawodowych, ale postawiłam na swoim.
Staram się przejść do szpitala. Większe pieniądze i znacznie lżejsza praca.
Dla osób zmieniających miejsce zamieszkania na me miejsce pracy, gdzie pielęgniarki stają się najbliższą rodziną jest to ostatni przystanek. Krewni bądź pogotowie przyprowadza ich do nas. W pierwszych tygodniach nie zgadzają się ze swoją sytuacją. Chcą wrócić do domu. Za wszelką cenę nie chcą zrozumieć, że to jest ich nowy dom. Są pełni wigoru, uparci i z pełnią życia w oczach. Później poddają się. Akceptują stan rzeczy. Uczą się nowej rutyny, śniadanie o 7:00, obiad o 13:00, kolacja o 17:00. Poranny prysznic z asystą, gimnastyka, bingo i fatalne koncerty. Stają się szarzy i są tłem bez wyrazu. Tracą swą witalność, oczy przestają błyszczeć. Marnieją. Zawstydzeni proszą o większą pomoc przy posiłkach, bo ręce odmówiły posłuszeństwa; w toalecie, bo nogi są za słabe; przy przebraniu się, bo wszystko nie jest takie jakie być powinno. Tak żyją przez kilka miesięcy bądź lat. Później pogotowie bądź doktor podaje informacje: opieka paliatywna. To koniec. Przestają mówić, ruszać się. Są przepełnieni bólem. Samotni. Moi podopieczni są jak kwiaty bez wody. Kiedy przyjeżdżają są piękni, a potem usychają. Z dnia na dzień coraz bardziej.
Kiedyś znajoma mi podesłała link do notki opisującej dziewczynę pracującą na oddziale paliatywnym. Był to motywacyjny artykuł o tym co tak na prawdę jest ważne w naszym życiu. Ludzie wiedzący, że może nie być jutra odpowiedzieli jej, że to nie są pieniądze, kariera. To jest miłość i przyjaźń. Spełnienie siebie było w czołówce. Patrząc na swoją pracę zdałam sobie sprawę, że cały artykuł był bzdurą wyssaną z palca. Osoby mające tą adnotację w papierach nie rozmawiają zbytnio dużo bądź wogóle. Czasem są na bardzo silnych prochach, które powoli doprowadzają do śmierci. Oni nie opowiedzą o tym czego żałowali w życiu, tego co jest ważne. Oni się godzą na to co nadchodzi. Boją się samotnie leżąc w łóżku. I to jest ten moment, ta chwila w której sprawienie, by ta osoba się uśmiechnęła jest arcyważne. I jak łatwe do zrobienia. Wystarczy pokazać, że nie są sami. Przytrzymać za rękę, pogłaskać po włosach. To takie proste.
Nigdy nie sądziłam, że będę pielęgniarką. Nigdy nie sądziłam, że będę pracowała z osobami, które umierają. Nigdy nie sądziłam, że to będzie to co chce w życiu robić. Nigdy nie sądziłam, że będę w tym tak zajebiście dobra.
Interesujący wpis Elfa. Życie czasem płata różne figle, tak że czasem nie wiemy co będziemy robić lub też nigdy się nie spodziewaliśmy takiego a nie innego obrotu spraw ;-) .
OdpowiedzUsuń