środa, 6 maja 2015

Polaczkowie

Bardzo się cieszę za każdym razem kiedy ktoś mi wyśle maila bądź poszuka mnie na facebooku i zagada. Dziękuje bardzo!!! Przyznam szczerze, że dziwię się, że ktoś w ogóle chce czytać tego bloga. Ja osobiście nigdy nie szukałam takich źródeł jak i również nie pisałam ich. To jest pierwszy i za pewne ostatni blog. Tym bardziej jest mi miło!
Czasem dostaje wiadomości w stylu: "dzięki za to co piszesz, bo nie jest to marketingową papką". Może to zabrzmi brutalnie, ale nasza natura nieco zabrania napisania prawdy. Wolimy pochwalić się tym co widzimy, ilu to nowych znajomych mamy niż powiedzieć "bolą mnie ręce od pracy" "nie wiem co będzie jutro" "nie mam na czynsz". Tego nikt nie lubi. I nikt nie chce się przyznać, że nie jest różowo. A i też dla nas Australia jest egzotycznym rajem. Może nim być, ale wymaga to czasu i sporego wysiłku.
Śmieszą mnie filmiki na YT pokazujące: "to jest plaża! Widzicie ją? A to ocean!" bądź: "tak wygląda basen publiczny" "to idące dzieci do szkoły" Nie wiem czemu, ale zawsze mi to przypomina jedną historię sprzed wielu lat.
Daleka rodzina znajomej wyemigrowała do Kanady. Raz w roku wysyłają list z życzeniami świątecznymi. W jednym liście były dołączone zdjęcia z opisami. Zdjęcia przedstawiały przedmioty codziennego użytku bądź prawie codziennego: rower, komputer, samochód. I podpisy. Taaa... bo Polska to dziki kraj z równie dzikimi ludźmi i my nie wiemy jak wygląda rower. Podobnie sprawa ma się tutaj. Jak wygląda basen chyba każdy wie. A dzieci? Jak to dzieci!
Co innego zrobić zdjęcia i upamiętnić ładny widok czy przyjemną chwilę.
Tylko zazwyczaj takie zdjęcia nie są robione w tzw biegu.

Inna historia. Odwiedziłam znajomych w innym mieście. W AU są od około 3 lat. Będąc u nich liczyłam na wycieczki krajoznawcze. Nieco się przeliczyłam, ale zrozumiałam jedną bardzo ważną rzecz. Wielu ludzi żyje jak psy w budzie. Praca, po drodze do domu wycieczka do monopolowego po najtańsze piwo i upijanie się w kuchni, sen, praca, po drodze... I tym sposobem są 3 lata. W takiej sytuacji jak ktoś wreszcie wyjdzie do ludzi to i z zachwytu robi filmiki wszystkiego co widzi. Tak teraz pomyślałam. Gdybym miała takie życie to chyba bym się zastrzeliła. To przypomina egzystowanie, a nie życie. No, ale mieszka się w AU.

Reasumując, nie wierzcie w każde słowo i w każdy obrazek jaki znajdziecie w internecie.

3 komentarze:

  1. Hej. Zgadzam sie z Toba w 100%. Wydaje mi się że takie osoby podobnie egzystowały w Polsce, UK, Holandii czy gdzie kolwiek by nie byli. Kazdy musi miec pomysł na swoje życie i jakis cel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie, pomysł i cel! A nie życie z dnia na dzień i publiczne chwalenie się: "jak ja to się napieprz... zeszłej nocy. Polacy pokażą jak się pije". Serio? To jest powód do dumy? I jak pokaże skoro ów delikwent w calym mieście zna aż monopolowy pod domem i drogę do pracy. Jest to żałosne.

      Tylko spotkałam już kilku takich delikwentów. "Ilu ja to znajomych nie mam. Ciągle na imprezach jestem. No... ale wiesz... wiem, że ostatnio rozm. jakiś pół roku temu... możesz mi pomóc, bo nie mam dachu nad głową?" To gdzie są ci znajomi?

      Nie wiem o co chodzi, ale zawsze takie historie słyszę jedynie od Polaków.

      Usuń
  2. Hehe...a ja dla odmiany napiszę, że widziałem ostatnio nowozelandzki program typu realityshow i pokazywali sklepy z "europejska odzieża", a gościowi jednemu takiemu mòwili, że jak troszkę poćwiczy to będzie miał "ładna europejska sylwetkę" :-)
    ten typ ludzi, o ktòrych piszecie to nikt inny jak alkoholicy bo tylko oni odliczaja dzien odstepami pomiedzy koniecznoscia przyjęcia poszczgólnych dawek. Poszczególne dawki oczywiście wypełnione sa chwilami marnotrawienia czau, w którym pić nie wolno -np.praca lub jazda samochodem - a cała reszta to poczucie bardzo zapracowany okres dnia. Pozdrawiam Ewe :-)
    M.

    OdpowiedzUsuń