Pracuję jako asystenka pielęgniarki. Lubię swoją pracę. Powiem więcej uwielbiam pomagać innym. Jest to co chciałabym robić w swoim życiu. Ku memu zdziwieniu. Jestem już prawie, że oficjalnie uznana za bossa zmiany popołudniowej. Przyznam, mam tą cechę w sobie, że lubię rządzić. Nie robię tego bom zołza. Wszystko ma być zrobione na czas, by wszyscy mogli skończyć pracę punktualnie. Stworzyliśmy bardzo zgrany team. Znamy się, ufamy sobie i staramy się szanować. A ja jestem tą, która trzyma rękę na pulsie. Kwestia charakteru, a nie zakresu obowiązków. Szkoda tylko, że mój szef jest negatywnie nastawiony do mnie.
Nasi rezydenci są w różnej kondycji. Niektórzy nie powinni być w nursing homie, ale nie mają gdzie się podziać. Inni powinni być w szpitalu psychiatrycznym, bo potrzebują zupełnie innego rodzaju pomocy. Z przyczyn dotacji nursing home nie ma zamiaru ich przekazać innym placówkom. Pozwolę sobie na brak komentarza. Inna grupa czeka na zmianę diagnozy na "opieka paliatywna". A jeszcze inni...
Jest Miss Bom Bom. Historia tragiczna. W wieku 7 lat uległa wypadkowi. Doszło do uszkodzenia mózgu. Zatrzymała się w rozwoju i z biegiem lat nieco się w nim cofa. Jest niewidząca. Nigdy nie uczyła się języka angielskiego. Straciła kontrolę nad swoim językiem. Brzmi to jak: ble ble ble jedno słowo ble ble ble. Straciła zdolność chodzenia. Coś strasznego. W takich wypadkach rozumiem słowo eutanazja.
3 dni temu krzyczała "leave me alone". Z koleżanką zdurniałam. Pobiegłyśmy do jej pokoju, by się upewnić. A ta ponownie: "leave me alone". Szok! Prawdopodobnie usłyszała to zdanie od innej ostro zakręconej kobiety. Ucieszyłam się niesamowicie. Na następny dzień. Pora kolacji. Nakładam jedzenie na łyżeczkę i wkładając do ust powtarzałam słowo "dinner". Powtórzyłam kilkakrotnie. Czekałam na jej odzew. Zignoruje? Powtórzy? Mówiła to słowo kilkakrotnie.
Ucałowałam, przytuliłam i pobiegłam się pochwalić. Istnieje szansa, że nauczy się podstawowych zwrotów.
Wiem, nie brzmi to oszałamiająco, ale jest to prawie, że cud. 5 razy w tygodniu widzę tą 40paro letnią kobietę, która mamrocze i żyje jak warzywo. A tu nagle taki przełom :)
Uwielbiam takie sytuacje!
Czołem Ewelina! natrafiłem na YT na relację z wyjazdu do Australii i przypomniałem sobie o Twoim blogu. Co u Ciebie? Będziesz jeszcze aktualizowała blog?
OdpowiedzUsuń