niedziela, 10 listopada 2013

3 miesiące

Po wizycie u agenta emigracyjnego wiem już na czym stoję. Mam to ułatwienie, że moje wykształcenie jest bardzo elastyczne i mogę pracować w wielu zawodach. Teraz może zacznie mi to procentować.
W tym momencie mam 3 prace więc wreszcie chyba mogę być spokojna o pieniądze na życie i na kolejną szkołę, bo muszę sobie tutaj kupić czas. Nadal wydaje mi się, że pomysł na Community Services Works nie jest głupi. Może nie skorzystam z wizy dotyczącej listy SOL, ale są też inne. Nadal będę walczyła, by zostać jak najdłużej się da.

Widok z hotelowego okna
Jestem tutaj dokładnie 3 miesiące (liczę od momentu rozpoczęcia szkoły) i przenoszę się do coraz lepszych warunków mieszkalnych. Teraz czaję się na dwóch nauczycieli angielskiego, którzy są w moim wieku i mieszkają w bardzo przyjemnej dzielnicy – Miami Beach. Ma dobrą renomę, zazwyczaj wygórowane ceny, ale udało mi się znaleźć perełkę. Będę miała swój własny pokój w którym będę się czuła jak mała księżniczka. Swobodny dostęp do Internetu.

Od wtorku zacznę kolejną pracę. Jako pokojówka w Hiltonie. Pierwsze 3 dni niestety nieodpłatne ponieważ będą mnie szkolili. Ogólnie jest to ciężka praca, ale legalna i za normalne pieniądze – wyższe niż najniższa
Widok z okna Hiltona
krajowa. W ten weekend powiedziałam szefowi w restauracji, że nie mogę przychodzić w dni powszednie. Mam nadzieję, że nie sprawi to problemu, bo do momentu kiedy nie będę wiedziała z jaką częstotliwością będę pokojówką nie chce z niczego rezygnować.

Dodatkowo codziennie rano sprzątam dom jednej rodziny. Bardzo lubię tą pracę. Sympatyczni ludzie. Co prawda bałaganiarze, ale są bardzo w porządku wobec mnie. No, i mam normalne pieniądze.
Ostatni widok z okna
Życie towarzyskie, bo nie samą pracą człowiek żyje niestety nadal skromne. Nie mam na to siły. Rano jedna praca. Biegusiem do szkoły. Gumtree.com.au – szukanie innej pracy. Rozmowy rekrutacyjne. Zajęcia. I restauracja. Niby pracuje jedynie 15 godzin, ale przez 7 dni w tygodniu. Niestety szukanie pracy jest naprawdę stresujące.  Mam nadzieję, że wreszcie mi się skończy ten teatrzyk i będę mogła być już spokojna. Choć i tak pojawia się piwko, kawa, opcja grilla. Jest dobrze!
Jeszcze nie tak jakbym chciała, ale nie mogę zbytnio narzekać, bo ciągle w domu nie siedzę.

Moment na refleksje.

Jest ciężej niż myślałam, ale też nie jest beznadziejnie (daleko do tego poziomu). Od paru osób usłyszałam, że dobrze sobie radzę i to nie tylko od dobrych znajomych z Polski, ale również od Australijczyków. Gdybym miała cofnąć czas i ponownie zadecydować o przyjeździe to nie zmieniłabym zdania. Miła jest to perspektywa, że na miesięczny czynsz muszę pracować przez 20 godzin (mając gównianą pracę), a nie przez ponad tydzień – z wypłatą zbliżoną do średniej krajowej.

To co mi przeszkadza najbardziej to nie praca fizyczna, której nigdy nie miałam. To nie ból rąk, czy nóg. To nie wkurzanie się na drobnostki – niestety momentami frustracja rośnie i zaczyna wtedy wszystko irytować. To ciągła dyplomacja – nie mogę nadal nikomu zaufać i czasem jest mi smutno. Niestety na to potrzebuje czasu. Ciągłe zmienianie przeze mnie grup w szkole nie pomaga. Dwóm osobom się poskarżyłam: Brazylijce z którą pracuję i poznanemu Aussie, który zna sporo Polaków i zapozna mnie z nimi. Wersja ‘alone’ jest dla twardzieli i zawsze się za taką uważałam. No, ale ileż można?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz