Dziennie uczę się 2 godziny. Od miesiąca jestem mocno skupiona nad samorozwojem. Uczę się stawiania poprawnych celów, walki z własnymi duchami przeszłości i dążeniu do sukcesu. Przyznam, że jednego bardzo starego i złego ducha rozpracowałam i cieszę się z tego jak dziecko na gwiazdkę, bo nawet psycholog nie mógł sobie z tym poradzić.
Nad drugim potrzebuje lekkiego wsparcia, a mowa o mym lęku dotyczącym wody. Jeszcze nie wejdę do oceanu. Poprosiłam kogoś komu ufam o drobne wsparcie i albo deszcz pada, albo któreś z nas ma mega kaca, albo pojawiła się opcja dorobienia. Od 2 tygodni staramy się zgadać i coś to nie wychodzi.
Cele dzięki tym nagraniom zmieniły się o 180stopni. Bardzo się z tego ucieszyłam. Zawsze cele ustalam po głębokiej refleksji i tworzeniu w głowie swojej ścieżki i obrazu kim chce zostać. Tu technika była inna. Miałam po 5 minut na napisanie wszystkiego co mi do głowy przyszło w kwestiach: personalnych, ekonomicznych i materialnych. Później przez kolejne 2 minuty na daną dziedzinę wyznaczałam czas na ich realizację. A na końcu te z najkrótszym czasem (rok lub krócej) wyznaczałam im priorytet,czyli napisałam magiczną trójkę na każdą dziedzinę. I na samym końcu miałam sobie odpowiedzieć na jedno z moich najulubieńszych pytań: "tak właściwie to po mi to? Dlaczego?" I tym sposobem powstało 9 nowych celów. Dość ambitnych więc czasu nie chce zbytnio tracić. Jeśli uda mi się je zrealizować. Błąd! W momencie kiedy je zrealizuje będę mogła śmiało powiedzieć o sobie: "Tak odniosłam sukces". Teraz jestem na drodze do jego osiągnięcia. I proces jego tworzenia bardzo mi się podoba! Jest pełen rozwoju, nauki i zmian. Czego można chcieć więcej?! Zawsze wychodzę z założenia, że nie można stać w miejscu, bo świat mknie do przodu. No, może w Australii nieco wolniej niż w krajach Europejskich, ale i tak nie stoi w miejscu. Jeśli się zatrzymam to dystans między mną, a światem z dnia na dzień będzie większy. A po pewnym czasie będzie cholernie trudno dogonić wszystko wokoło. Zawsze ta teoria mnie napędza! Nawet teraz ją opisując mam uśmiech na twarzy i jestem zwarta i gotowa do działania.
Sam proces stawiania sobie celów w sposób spontaniczny spodobał mi się z prostego i banalnego powodu. W momencie kiedy godzinami myślałam o tym " kim chce zostać jak będę dojrzałą truskawką" układałam sobie w głowie swój obraz często gęsto sprzeczny z mym własnym jestestwem. Ta metoda zakłada odruchowe, mocno zakorzenione w nas cele i wartości, które dla nas są istotne, a mamy ich deficyt.
Hmm... i tym samorozwojowym akcentem będę kończyła!
Trzymajcie się!