sobota, 22 marca 2014

Jestem bohaterem!

Jestem bohaterem! O! A czemu miałabym nim nie być?!
Mam nawet dowód na to! 

Może nie dali kilku czekoladopodobnych słodkości - jestem ich fanem, ale wreszcie mogłam to zrobić! Oddałam krew! Yeah! Szkoda, że nie mogłam tego zrobić w Polsce. Procedury mamy te same, ale niestety polskie pielęgniarki obawiały się, że może mi się coś stać, bo jestem zbyt szczupła. Tutaj jeśli minimalna waga powinna być 45kg, a ja miałam 45,1kg to oznaczało, że spełniłam warunek. Bardzo się z tego powodu ucieszyłam. 

Niebawem będę mogła ponownie się wstawić w centrum krwiodawstwa. Uważam to za powód do dumy. 

Pisząc tego posta zdałam sobie sprawę, że jestem w Australii od ponad 6 miesięcy. 
I coś się we mnie zmieniło? TAK! 
- urosły mi włosy i stałam się blondynką. 
- potrafię przeczytać Draculę w oryginale. 
- cieszą mnie większe drobnostki niż zwykle np. balon o poranku. 
- okazało się, że potrafię planować.
- przestały mnie brzydzić karaluchy.
- stałam się cholerykiem - szybciej wybucham niż zwykle, ale to chyba przez frustrację, która momentami nadal sięga zenitu. 

A to co zauważyłam i ciut mnie zmartwiło to, zamykają mi się coraz bardziej drzwi do Polski. W momencie kiedy wyjechałam masa znajomych pytała dosłownie o wszystko. Towarzystwo bardzo się wykruszyło. Nadal mam kontakt z Tymi najbliższymi, ale to już garsteczka ludzi. Oczywiście warto dla nich wrócić choćby na chwilę. Tylko Tych policzę na palcach jednej ręki.

A jak tutaj jest? 
- do jednego zadzwonię kontrolnie, czy wszystko ok. Zawsze jakoś sobie pomagamy na tyle na ile możemy. 
- do innego na parapetówkę idę i poskarżył się, że pojawiły się problemy z pracą więc może coś jakoś... 
- inny mi pomógł w kwestiach zarobkowych
- kolejną z butelką wina odwiedzę, bo bardzo miło się zaskoczyłam jej zachowaniem
- do innej jak zadzwonię to przegadamy kilka godzin (Łobuz przeniósł się do Adelajdy i niebawem ucieknie z tego kontynentu)

I jakoś życie płynie. Powoli, powoli do przodu. 


Chyba mogę już stwierdzić, że kończę stawiać fundamenty. Jeszcze pozostała mi zmiana pracy na normalną i zacznę budować mury swego domostwa. 


piątek, 21 marca 2014

Rozwój historii bibliotecznej

Nie wiem jak się potoczyły dalsze losy Skośnookiej Parki. Mam nadzieję, że nadal są razem i wszystko im się cudownie ułożyło. No, dobra będzie bajkowo - i żyją długo i szczęśliwie!

Wiem, że poczułam ulgę patrząc na nich i powstała nadzieja.

Miałam z Moim poważną rozmowę. Nie była ona tak spokojna jak w ich przypadku. Była wersją hardcore. Doprowadziłam do płaczu 49letniego mężczyznę. Jak i sama wpadłam w histerię. Wykrzyczeliśmy chyba najgłupsze z możliwych 'bolączek':

- bo Ty mnie nie rozumiesz?!
+ bo mówisz w języku dla mnie obcym?! Czego się dziwisz, że nie rozumiem?! To co, to jest moja wina?!
- TAK!!! Bo mnie nie rozumiesz!!!

Po przedstawieniu podobnych do tego argumentów i zastosowaniu adekwatnej kontry. Po przedstawieniu dyplomatycznych rozwiązań konfliktów poprzez szybkie opuszczenie domu. Po próbach załagodzenia sytuacji: "No nie rycz! Na mnie to nie działa!". Zaczęliśmy rozmawiać.
Usłyszałam jedne z najpiękniejszych zdań w moim życiu. I co najlepsze - jest zmiana. Z obu stron, bo swoje za uszami też mam.

A bibliotekę zmieniłam na mniejszą, uboższą w księgozbiór, ale bliższą.

Porządki tu, porządki tam.

Jak widać remont trwa. Jeszcze nie jest idealnie. Ba! Nawet nie jest dobrze, ale już jest zdatny do użytku. Co prawda przeraża mnie chaos w menu (tam to już jest anarchia), ale mogę publikować nowe posty :)

To co zostanie jeszcze zmienione, to:
- social media,
- zwalczenie bajzlu w menu i tym samym zredagowanie treści
- umieszczenie zdjęć
- urozmaicenie kolorystyki

I chyba wtedy będzie wyglądał w miarę profesjonalnie.

Zrobiłabym to szybciej, ale zawsze pojawiało się jakieś 'ale'.

I tym razem padło na szkołę.
Nie mowa o trudnościach w rozwiązaniu assessmentów, bo w nich mam pytania w stylu: "dlaczego ludzie chorują", ale mowa o administracji szkoły.

Zdałam sobie sprawę, że wszelkie nieszczęścia jakie mnie tu spotkały były powiązane ze szkołą:
- problemy ze zmianą grupy językowej na wyższy poziom. Mocno odczuwałam, że szkole zależy jedynie na pieniądzach. Pierwsze zadawane przez dyrektora pytania były typu: "a na jak długo kurs wykupiłaś? O, na 6 mcy... to zaczynasz od beginersów." Nieistotne było to, że najodpowiedniejszy dla mnie level był średniozaawansowany (co prawda w Polsce byłam na zaawansowanym, ale były to dla mnie zbyt wysokie progi). Za prawie 3 miesiące beginersów miałam płacić.

- w momencie kiedy wybrałam się na oficjalny urlop, bym mogła pracować w większym wymiarze czasu pracy to szkoła jakoś o tym fakcie zapomniała i przez cały okres jego trwania miałam wpisywane nieobecności. Jestem na wizie studenckiej - frekwencja jest istotna.

- Urlop skończyłam, ale nie byłam w stanie powrócić do 5dniowej nauki. Nie miałam na to czasu. Dyrektor z dnia na dzień przeniósł moje dokumenty na kurs zawodowy. Miałam wypełnić wszelkie formalności i od poniedziałku zacząć Aged Care. W poniedziałek nie byłam w stanie przyjść, ale wszelkie dokumenty wysłałam mailem. Po kilku dniach dostałam wiadomość od agenta, że zostałam wykreślona z listy studentów ponieważ nie dostarczyłam niezbędnych papierów i nie wstawiłam się na zajęciach. Ciśnienie mi się podniosło. Zadzwoniłam. Dopiero podczas rozmowy telefonicznej administracja znalazła moje 3 maile.
W szkole w kolejny poniedziałek usłyszałam rozmowę:
- ejjj student mówił, że wysłał do ciebie maila
+ Ty wiesz ile ja ich mam do czytania?

Nie chce być nieuprzejma, ale na tym polega jej praca!

Jeśli zostałam wykreślona z listy studentów mogłam mieć problem z wizą.

Pojawiłam się w kolejny poniedziałek i panie rozłożyły ręce, bo nie wiedziały co mają za mną począć. Przez ich pomyłkę zabrano mi tydzień wakacji.

- No, ale jeśli już zmieniłam profil kursu to musiałam aplikować o nową wizę. Oczywiście szkołę to przerosło i zgubiono dokumenty. Na domiar złego zaczęto kręcić. Administracja wysłała maila do agenta stacjonującego w innym mieście, że ich nie podpisałam i mam się niezwłocznie pojawić w szkole. Tylko, że je prawidłowo wypełniłam. Nawet administracja na tych dokumentach przypięła kartkę z moimi danymi kontaktowymi, bo poprosiłam o ich skan. Łatwiej okłamać i zrobić ze studenta idiotę niż przyznać się do błędu.

- moje dokumenty zostały ponownie zgubione. Tym razem inne. Najlepsze jest to, że szkoła ten jeden papier sama wygenerowała i gdzieś go posiała. Poproszono mnie o wysłanie go do nich.

- Wizę dostałam, rozpoczęłam nowy kurs. To cóż złego może jeszcze się wydarzyć? Już chyba nic.
A jednak. Szkoła zawsze dba o rozrywkę. Czemu widniałam na dwóch listach obecności do dzisiaj nie wiem. Nikt nie został poinformowany, że zmieniłam kurs z General English na VET i w GE miałam wpisywane nieobecności. Przez przypadek spotkałam swojego nauczyciela na korytarzu i sprawę sprostowałam.

- W ostatnim miesiącu miałam problemy finansowe. Poprosiłam szkołę o jednorazową zmianę terminu płatności. Szkoła wyraziła zgodę. Na następny dzień stałam przed kasą, chciałam zapłacić. Transakcja została odrzucona. Sprawdziłam konto i zobaczyłam stan ok. -200$. Za stworzenie niedozwolonego salda została pobrana kwota 30$. Szkoła robiła wszystko co mogła, by mi nie oddać pieniędzy. Nie miałam na czynsz i na jedzenie. Oczywiście sprawę zgłosiłam agentowi i po przeczytaniu odpowiedzi pani dyrektor stwierdziłam, że nie odpuszczę. Pani dyrektor chciała pożyczyć mi pieniądze tylko ja odmówiłam (WTF?). Za wszelkie powyżej przeze mnie opisane sytuacje odpowiadał pracownik, który został już zwolniony więc nie mogą nic zrobić (ponownie WTF? Pokazałam palcem kto zgubił moje dokumenty).
Przedstawiłam agentowi moją opinię - pani dyrektor przedstawiła bardzo wygodną dla siebie historię, która niestety jest kłamstwem mającym na celu wybielenie wszelkich nieścisłości i pomyłek tejże wspaniałej instytucji. W kolejnej wiadomości przeczytał, że chce obniżenia czesnego w ramach zadośćuczynienia - szkoła od kilku dni milczy.

Sprawę szkoły zaczęłam sama wyjaśniać i wszelkie nieścisłości zgłosiłam do Overseas Students Ombudsman. Może im uda się zrobić porządek ze szkołą. Ja cierpliwie czekam na ciąg dalszy :)

Może nie ugram tego czego chcę, ale mam nadzieję, że gnojom nosa utrę.

poniedziałek, 17 marca 2014

przepraszam

jak widac cos sie zmienia i mam nadzieje, ze bedzie bardziej atrakcyjnie. Niestety potrzebuje ciut na to czasu wiec przepaszam za cisze i w tym momencie za w 50% sprawna strone.

Postaram sie jak najszybciej wszystko poprawic :)

środa, 5 marca 2014

Biblioteka

Źle się zaczęło dziać.

Praca - w całym hotelu mają ok. 50 gości więc nie potrzebują pracowników. Przez ostatnie 2 tygodnie pracowałam aż 3 godziny. Znalazłam inną pracę. Ostatnio o niej wspomniałam. Codziennie budzę się o 4:40 i przez dwie godziny pracuję. Daje mi to kasę na życie, na mieszkanie, ale w całości za szkołę nie uzbieram. Muszę jeszcze mieć coś ekstra z dwóch powodów: w maju kończy mi się kontrakt w Hiltonie i teraz mam problemy finansowe.
Francuz wieczorową porą odezwał się i przeprosił za ciszę. Miałam dzień testowy za który mi zapłacą. Dostałam prace. Tylko jeszcze nie wiem kiedy konkretnie ją zacznę. Los proszę, by od przyszłego tygodnia.

Teraz już wiem, że za szkołę nie zapłacę w terminie. Trudno.

Sprawy damsko-męskie okazały się bardziej skomplikowane niż sądziłam.

Żeby przestać myśleć i wariować wybrałam się do biblioteki odrobić prace domowe i...

Na przeciwko mnie siedziała śliczna Japonka. Bawiła się włosami. Spoglądała na komórkę. Czasem coś zanotowała w zeszycie. W pewnym momencie znienacka podszedł (jak na standardy skośnookich) przystojny chłopak. Pocałował ją w głowę. Usiadł koło niej. Chwycił za rękę i założył na nadgarstek drobny łańcuszek. Zaczęli rozmawiać. On przytula. Rękę położył na nodze. Ona lekko się uśmiecha. Lekko, bo widać, że cierpi. Myśli. Rękę zdejmuje z nogi. Kładzie na stół. Dalej rozmawiają. Jest poważnie.

Przyznam, że spoglądając na to czuję się jak w kinie. I może to straszne, ale czuję ulgę. Może dojdą do porozumienia. Może... we mnie urosła nadzieja choć nie wiem czemu.

Dała szansę. Ona założyła słuchawki i się odcięła. On odpłynął w świat notatek. Trzymają się za ręce.

Idę po kawę...